Lista życzeń
Koszyk
Twój koszyk jest pusty
Kontynuuj zakupy

Konkursy #teamLOVI (394 Wątki)

KONKURS "Moje Maleństwo – mój najpiękniejszy prezent od życia" (zakończony)

Data utworzenia : 2014-12-10 09:26 | Ostatni komentarz 2015-01-05 23:27

Redakcja LOVI

37746 Odsłony
376 Komentarze

Witajcie w konkursowym wątku "Moje Maleństwo – mój najpiękniejszy prezent od życia" Poniżej – poprzez opcję „komentuj” zamieszczacie swoje zgłoszenia – odpowiedź na pytanie, co pozytywnego Twoje Maleństwo wniosło do Twojego życia. Przypominamy, że tekst może zawierać max. 1000 znaków (liczone bez spacji) a każdy uczestnik może zamieścić tylko jedno zgłoszenie. Zgłoszenia uczestników, którzy nie uzupełnią w profilu użytkownika danych teleadresowych nie będą brane pod uwagę. Szczegóły konkursu Moje Maleństwo – mój najpiękniejszy prezent od życia: http://lovi.pl/pl/parents/589 Zapraszamy do zapoznania się z regulaminem: >>> REGULAMIN Powodzenia :-)

2014-12-12 19:01

Gdy zaszłam w ciążę miałam 16 lat. Było mi bardzo ciężko, szczególnie że w domu się nie przelewało. Poród... pęknięcie krocza..ból.. nieprzespane noce..strach..Codziennie musiałam znaleźć w sobie siłę do walki, były chwilę zwątpienia czy dam radę? Znalazł się ktoś kto mi pomógł. Wzięłam się w garść, choć było mi trudno skończyłam szkołę średnią, zdałam maturę i dostałam się na studia. Moje koleżanki chodziły na imprezy, a ja opiekowałam się dzieckiem, robiłam zakupy, sprzątałam, prałam i uczyłam się. Znalazłam pracę, a córka poszła podstawówki. W dniu szesnastych urodzin Alicja powiedziała mi słowa, których nie zapomnę do końca życia: "Dziękuję Ci mamusiu że się nie poddałaś. Wygrałaś dla mnie i dla siebie lepsze życie. Jestem szczęśliwa " Nie spodziewałam się że usłyszę od swojego dziecka takie słowa. Zrozumiałam skąd znalazłam w sobie tyle energii. Słodkie gaworzenie córeczki, raczkowanie,pierwsze kroki i upadki, czytanie bajek, i te oczy pełne nadziei które niewiele rozumiały ale zdawały się mówić "Wierzę w Ciebie" " Jesteś mi potrzebna" . Wszystkie troski i trudny, były niczym gdy córka posyłała mi swój niesamowity uśmiech.

2014-12-12 18:44

Zgłoszenie usunięte na życzenie Autorki Redakcja LOVI

2014-12-12 18:18

Odpowiedź na pytanie co pozytywnego wniosły do mego życia moje Maleństwa mogłaby być krótka- Wszystko! Całe moje życie obróciło się o 360 stopni. Kiedyś liczyły się imprezy, znajomi, praca, studia. Teraz moimi priorytetami są moi dwaj cudowni synowie, którzy rozświetlają mi mroki życia, którzy każdym uśmiechem sprawiają, że każdy dzień staje się piękniejszy! Kocham ich za to, że uczą mnie każdego dnia, jak cieszyć się życiem, każdą drobnostką. Jestem im wdzięczna, że zmienili mnie, pokazali jak być cierpliwym, wyrozumiałym człowiekiem. Staraliśmy się z mężem 2 lata o dziecko i w nagrodę dostaliśmy przecudowne dzieciaczki, które są największym POZYTYWEM naszego życia. Macierzyństwo to najpiękniejsze co może przeżyć kobieta! :)

2014-12-12 17:17

Moje dorosłe życie od początku nie było takie jak innych koleżanek i kolegów. Jako młoda zbuntowana nastolatka wyleciałam do Anglii wbrew woli rodziców. Tam w tajemnicy wzięłam ślub z Pakistańczykiem. Rodzice dowiedzieli się o wszystkim po kilku latach dopiero. Jednak moje dorosłe życie z obcokrajowcem szybko przestało być bajką a zamieniało się w koszmar. Postanowiłam wrócić do kraju i zacząć od nowa. Złożyłam pozew o rozwód i dzięki mojej bratowej poznałam Piotrka. Tak, to był ideał. Pracowity, umiejący zaskarbić sobie przyjaźń każdej jednej osoby. Zaczęliśmy się spotykać i bardzo szybko rozwinęła się między nami wielka miłość. Po pracy biegłam do domu aby zobaczyć się z nim. Wszystko co miałam wiązałam z nim. A on...cóż miał chwilowe wakacje i nie bardzo chciał mieszkać u swoich rodziców, gdyż ojciec miał problem alkoholowy. Tknięta czułością o drugiego człowieka zaproponowałam aby zamieszkał u mnie. Wakacje trwały 3 tygodnie. Po czym mój mężczyzna wrócił za granicę do pracy. Codziennie zapewniał mnie, że mnie bardzo kocha, że będzie pracował tylko do tego momentu aż pospłaca kredyty i będziemy mogli zbudować swój dom. Przy tym wszystkim wspierał mnie ogromnie przy rozwodzie. Zapewniał, że mnie nie zostawi itd. Wyjechał. Zostałam sama...codziennie cierpiałam coraz to bardziej z tęsknoty. Telefony nie były w stanie zastąpić mi jego obecności. Któregoś dnia telefon milczał "Nie osiągalny? hmmm coś się pewnie stało"- pomyślałam. Obdzwoniłam całą rodzinę, ale nikt nie wiedział co się stało. 2 tygodnie były jak koszmar. Telefon się włączał . Smsy dochodziły, sygnał wolny, ale cisza w słuchawce. Byłam bardzo niespokojna, ale nie mogłam nic zrobić. Nikt nie wiedział co się dzieje z Piotrkiem. Od jego mamy usłyszałam, że nie mam się martwic, że to nie pierwszy raz jak znika i jest cicho. Nagle po kilku dniach sms, że niedługo wróci i wszystko wytłumaczy. I faktycznie. Nie długo musiałam czekać jak mój Piotrek zjawił się ponownie w Polsce. W moim domu. Bukiet czerwonych róż, i pudełeczko. Od razu domyśliłam się o co chodzi. Oświadczył się a ja oczywiście od razu się zgodziłam. Cała kwestia cichych dni przestała istnieć. Usłyszawszy moje "tak" od razu wcisnął mi pierścionek na palec. Byłam bardzo szczęśliwa. Wszystko zaczęło się układać jeszcze lepiej. Żadnych kłótni. Oczywiście Piotrek wyjaśnił co się wydarzyło. Mianowicie twierdził, że miał z kolegą wypadek samochodowy, w którym zginęła starsza kobieta. Jego zdaniem te 2 tygodnie spędzili na policji ponieważ kolega, który prowadził auto był pijany a auto było wydane na mojego Piotrka. Popłakałam się. Bałam się, że mi ktoś go weźmie. Czekał na proces. Codziennie bałam się o niego. Siedział w moim domu w obawie przed policja itd. strach był tym większy gdy dowiedziałam się, że musi wyjechać do Niemiec. Szef pilnie go go potrzebował. Czułam się okropnie, wiedziałam, że w każdej chwili nasze marzenia mogą stać się mrzonką. Jednak Piotruś wrócił. Oświadczył, że już nie wyjedzie nigdy. Decyzję tą przypieczętowaliśmy upojną nocą. W czasie kochania się poczułam okropny ból podbrzusza. Zwinęłam się kłębek i nie byłam w stanie się ruszyć. Pojechaliśmy na pogotowie. Okazało się, że pękła torbiel na jajniku i trzeba szybko robić operację, gdyż wystąpił krwotok. Pojechałam na operacje a on zniknął. Pojawił się dopiero na drugi dzień rano w szpitalu. Nie było go na noc w domu. Zniknął i nie chciał powiedzieć gdzie był. Zaczęłam nabierać podejrzeń, ale i tak nie chciałam zmieniać swojego zdania na jego temat. Wyszłam ze szpitala, oczywiście z nakazem prowadzenia oszczędnego trybu życia. Odpoczywałam w domu, Piotruś pracował u wujka w Polsce i było dobrze. Pewnego dnia zerknęłam w rzeczy, które przywiózł ze sobą z domu. Ubrania, gazety, płyty cd. Wtedy to jedna płyta wpadła mi w ręce. Było na niej napisane "Zdjęcia Piotrek 2008". Chciałam zobaczyć cóż to za zdjęcia mojego Piotrusia. Włożyłam płytę, zaczęły wyświetlać się zdjęcia....plaża, wino, dziewczyna w ciemnych włosach, Piotruś, czerwone pudełko, i mój pierścionek zaręczynowy!!!!!! szok...nie wierzyłam własnym oczom. Ten sam pierścionek. Zaczęła, oglądać wtedy mój. Faktycznie był poszorowany zniszczony, nie wyglądał jak te od jubilera. Szok i nie dowierzanie. Jak mógł. Gdy wrócił do domu opowiedziałam mu co znalazłam. Zaczął się tłumaczyć, że tak to ten sam pierścionek, że kiedyś się oświadczył. Ale dziewczyna krótko go nosiła i zerwała z nim. Pierścionek był noszony przez jego mamę temu tak wygląda, a że on nie miał pieniążków na nowy stąd ten pierścionek dla mnie. Opowieść była w miarę sensowa...ale nie do końca. Postanowiłam spotkać się z moja przyjaciółka i jej wszystko wyjaśnić i poprosić o radę. Wspólnie z Aśką ustaliłyśmy, że muszę z nim zerwać. Postanowiłam, że za parę dni to zrobię, że muszę się oswoić, przygotować. W międzyczasie udałam się na wizytę kontrolną do ginekologa po zabiegu. Okazało się w czasie usg, że coś jest w macicy, coś co wyglądać może na zapłodnione jajo płodowe. Póki co nie było widać serca, więc mogłoby być to puste jajo. Jak usłyszałam, że coś tam jest i czy jest szansa by była to ciąża...zamarłam. To cóż innego mogłam powiedzieć jak, że jest super i, że się cieszę i, że to może być ciąża, bo chcemy z Piotrkiem dzidziusia. Wewnętrznie czułam się załamana. Wychodząc z gabinetu lekarz powiedział żebym powtórzyła usg za 2-3 tygodnie żeby zobaczyć czy to ciąża czy tylko jajko puste. Żyłam nadzieją, że okaże się, że to jajo puste. Zadzwoniłam do Piotrka, mamy i oświadczyłam, ze jestem w ciąży. Mama zapewniła, ze będzie dobrze a Piotrek powiedział, ze teraz wszystko się zmieni, ze się bardzo cieszy. Teraz dopiero stanęłam przed trudnym zadaniem. Mam mieć dziecko z czlowiekiem, który dał mi pierścionek po byłej narzeczonej???Nie ufam mu!!! wszystko w głowie zaczęło mi się zmieniać. Już nie był dla mnie taki cudowny jak wcześniej, zaczęła mi jego obecność przeszkadzać. Nie ufałam mu i w każdym zdaniu dopatrywałam się kłamstwa. Rozmawiałam z mamą i Aśką. Uznały, że trzeba dać mu szansę. Początek jak zwykle cudowny, pracowity, uczynny. Poszłam po kilku tygodniach do lekarza okazało się, że ciąża rozwija się prawidłowo. Nie było złudzeń będziemy rodzicami za parę miesięcy. A mojemu Piotrusiowi rosły coraz to większe rogi. Okłamywał mnie, znikał, wyjeżdżał. Prowadził podwójne życie. Postanowiłam w 3 miesiącu ciąży, że się rozejdziemy. To co przeżywałam wiem tylko ja. Byłam rozdarta. Rozwód w toku. Piotrek mnie oszukuje i jestem w ciąży. Cudownie. Znowu plan poprawy życia legł w gruzach. Czułam się tak jakby skupiła na sobie pecha wszystkich ludzi na świecie. Zaczęłam rozmyślać jak to będzie, czy sobie poradzą, ja położna??? Nienawidziłam Piotrka i dziecka. Nie chciałam go. Wstyd mi za to będzie do końca życia. Piotrek próbował ze mną rozmawiać, mama, wszyscy. Ale ja nie chciałam. Mówiłam, że mają zabrać ode mnie to dziecko, że go nie chce, że zmarnuje mi życie, że teraz już sobie w ogóle tego życia nie ułożę. Klapa totalna. Nawiązałam bliski kontakt ze starszą koleżanką z pracy. Podpowiedziała mi, że zna lekarza, który zajmuje się aborcjami. Przy mnie zadzwoniła do niego i omówiła spotkanie i cenę. Wszystko dałoby się zrobić bo byłam w 12 tygodniu ciąży. Więc w sumie ostatni dzwonek na jakieś działania. W dniu spotkania z lekarzem stchórzyłam i nie pojechałam. Do koleżanki zadzwoniłam, ze nie mam odwagi, ze się boje, ze sobie jakoś poradzę. Jednak mysli nie zniknęły. Rozmyślałam dalej. Koleżanka podpowiedziała, ze może mi dąć tabletki które wywołają poronienie. Przyniosła i kazała zaaplikować do pochwy i czekać na krwawienie. Trzymając tabletki w ręce w łazience...już miałam ja zaaplikować.....opamiętałam się. Trudno opisać czym się kierowałam. Byłam w depresji, czarnej dziurze z której nie było wyjścia wtedy. Jednak i tym razem obleciał mnie strach na myśl, ze mogłabym zabić swoje dziecko. Wrzuciłam wszystkie tabletki do muszli sedesowej i spuściłam wodę. Wtedy tez zamknął się etap rozmyślań co będzie itd. spotkałam się z Aśką opowiedziałam jej o wszystkim. Płakałam strasznie i powiedziała ze mi pomoże. I faktycznie zaczęłam rozmawiać z mama, Aśką, Bogiem. Czułam się okropnie. W końcu okazało się, ze będę mama chłopca. Czasami odwiedzał mnie Piotrek. Próbowaliśmy razem mieszkać, ale nie czułam już nic do niego. Próby kończyły się porażką. Pod koniec ciąży Piotrek pojawił się znowu. Mieliśmy zacząć wszystko od nowa. Miał być wspólny poród, ale niestety Piotrek nie dojechał na czas,a maluch urodził się poprzez cesarskie ciecie. Natomiast świetnie się spisał opiekując się mną i małym w szpitalu. Po wyjściu z małym do domu również był pomocny. Wszystko wydawało się możliwe. Nadeszły święta... były to dla mnie wyjątkowe i rodzinne święta. Pierwsze razem i z malutkim a także ostatnie święta z moim tatą. Wspólnie szukaliśmy choinki, robiliśmy zdjęcia. Malutki w czapeczce mikołajka. Do dziś zdjęcia zdobią pokój. To były wyjątkowe pierwsze święta. Mój związek się rozpadł z Piotrkiem. Okazało się, ze ma zaburzenia osobowościowe. Wolałam sama poradzić sobie z synem niż być z człowiekiem, który był dla mnie zagadka. Moja historia wydaje się nieprawdopodobna ale jest prawdziwa. W tym roku mój syn skończył 4 lata. Jest przesympatycznym dzieckiem, które jest niezwykle wrażliwe na krzywdę drugiego człowieka. Czego mnie nauczył...bezwarunkowej miłości. Wiem, że nigdy w moim życiu nie pojawi się ktoś kto mógłby zająć jego miejsce. Oszalałam na jego punkcie. Stał się najważniejszy. Teraz to dla niego pracuje, z nim wypoczywam, z nim śpię, wszystko dla niego. Wiem, że już drugiej takiej małej miłości w moim życiu nie będzie. Czuje się szczęśliwa. Dopełnieniem szczęścia jest mój partner. Pomagamy sobie na wzajem i mam nadzieje, że już zawsze będziemy tak szczęśliwi jak teraz. Każde Boże narodzenie jest wyjątkowe a z każdym dniem moje dziecko uczy mnie czegoś nowego. Poza tym moje dziecko jest moim obrazem i staram się przekazać mu co najważniejsze. Wiem, że to co się działo w mojej głowie w czasie ciąży było najokrutniejszym doświadczeniem, którego się wstydzę ale tez wiem, że trzeba o tym głośno mówić. Nie jedna kobieta przeżywa coś podobnego ale o tym nie mówi. Odczułam potrzebę omówienia tematu z księdzem i uzyskanie rozgrzeszenia za te złe myśli, które miałam w sobie. Teraz jest mi łatwiej. Ciesze się, że mój syn jest zdrowy i mądry. Chce być dla niego dobra i chciałabym aby był dobrym człowiekiem.

2014-12-12 17:04

Moją najwspanialszą decyzja w życiu było to, że zostanę mamą. To łaskotanie w brzuchu, którego nigdy się nie zapomni, przybrało ludzką postać.. Lilianka <3 moje życie się zmieniło rzuciłam palenie, bardzo dbałam o siebie, żeby maleństwo miało to co najlepsze :) Jeszcze córci nie było na świecie a już kochałam ją ponad życie :) A teraz, gdy jest już z Nami cieszę, się każdą wspólnie spędzoną chwilą :) Wesołych Świąt !

2014-12-12 16:51

Jak w zaledwie tysiącu znakach wyrazić więcej niż tysiąc uczuć? To będzie trudne, lecz spróbuję. Odkąd jestem w ciąży (obecnie w 26 tygodniu) wiem już co znaczy „bezgraniczna miłość”. Wiem też niestety jak to jest każdego dnia drżeć o zdrowie Maleństwa, które nosi się pod sercem, bo lekarze wciąż dają złe rokowania i stawiają smutne diagnozy. Wiem co to jest nadzieja i targowanie się z losem… Ale wiem także co znaczy poczuć szczęście, które rozpiera od wewnątrz i sprawia, że człowiek może przenosić góry. Tak bowiem poczułam się widząc dwie czerwone kreski na teście ciążowym. W ciągu jednej sekundy przez głowę przeleciało mi wiele myśli- od przerażenia jak sobie poradzę, poprzez obawy o przebieg ciąży po ogromną radość, że w końcu będę mamą. Od tamtej chwili mam świadomość, że jestem odpowiedzialna na życie małego człowieczka, że muszę dać z siebie 200%, by uczynić wszystko dla jego szczęścia. Moje Maleństwo mimo, iż jeszcze nie ma go na świecie sprawiło, że przestałam odczuwać samotność, która towarzyszyła mi całe życie i wydobyło ze mnie pokłady sił, by zmieniać się każdego dnia na lepsze!

2014-12-12 16:37

Nasz leluś tak go nazywamy który mieszka w brzuszku wniósł do naszego szarego życia dużo kolorów, ciepła i miłości. Od pierwszych dni kiedy się dowiedzieliśmy że zostaniemy rodzicami cieszymy się bardzo mocno z każdego dnia na dzień jeszcze bardziej. Już nie długo i nasz Marcelek będzie z Nami - bo tak damy na imię naszemu synkowi. Stałam się bardzo wrażliwą osobą od czasu zajścia w ciążę, bardzo szybko sie wzruszam a zwłaszcza gdy widzę malutkie istotki. Pierwsze usg i pierwsze łzy szczęścia widząc tak mała kropelkę w moim brzuszku. Kolejne badania usg to kolejne szczęśliwe chwile w których mogłam zobaczyć synka. Przyszedł czas na 1 ruchy aż łezka się kręciła w oku ze szczęścia. Każdy kopniak, każde poruszenie się brzuszka jest wielką radością dla mnie i dla mojego kochanego męża. Chcemy dla niego jak najlepiej, zakupy które robiliśmy dla naszego brzdąca również dały nam bardzo dużo radości. Dzięki ciąży w naszym związku jest jeszcze piękniej, dni są bardziej kolorowe i zwariowane. Nie możemy się już doczekać aż synuś będzie z nami, a zostało już tylko kilka tygodni :) Czekamy z utęsknieniem na Niego.

2014-12-12 16:24

W sylwestrową noc o północy mój chłopak powiedział: jeśli będzie nam dane być razem to to będzie niesamowity rok. Po sylwestrze wyjechałam do Hiszpanii gdzie studiowałam. Nie wiedziałam co będzie gdy wrócę chociaż bardzo go kochałam. Po 3 miesiącach wróciłam ale miałam już pewną prace w Anglii, na stałe. W maju okazało się ze jestem w ciąży. Co się zmieniło na lepsze? Wszystko! W sierpniu wzięliśmy ślub i zamieszkaliśmy razem. Mąż codziennie nastawia budzik 10 minut wcześniej żeby przytulic się do mojego brzuszka zanim wyjdzie do pracy, gdy przykłada rękę i mówi do niej, mała się uspokaja. Kochamy się bardziej niż kiedykolwiek. Gdyby nie ciąża, wyjechałabym i pewnie nie byłabym już z moim mężem - najwspanialszym człowiekiem na świecie. Córeczka nas bardziej zbliżyła, przecież to dzięki niej zostałam, wzięliśmy ślub, zamieszkaliśmy razem wiem, ze jest znakiem , że mam być tutaj, przy moim mężu, bardzo go kocham, wiem że to ten jedyny. 21 stycznia ma się urodzić nasza Zosia, w głębi duszy dziękuje córeczce, dała nam już tyle szczęścia...a ile jeszcze przed nami :)