Lista życzeń
Koszyk
Twój koszyk jest pusty
Kontynuuj zakupy

Konkursy #teamLOVI (394 Wątki)

KONKURS <b>"Karmienie to nie problem"</b> (Zakończony)

Data utworzenia : 2018-06-13 09:37 | Ostatni komentarz 2018-07-17 12:08

Redakcja LOVI

16074 Odsłony
574 Komentarze

Zapraszamy Was do wzięcia udziału w konkursie, w którym do wygrania czeka aż 110 nagród, w tym 10 laktatorów elektrycznych Expert! Zadanie konkursowe: Napisz, jaki problem z karmieniem piersią uważasz za najtrudniejszy dla mam karmiących piersią i jakie masz pomysły na jego rozwiązanie. Konkurs trwa do 27 czerwca. Pamiętajcie, że zgłoszenia bez uzupełnionych danych w serwisie, nie będą brane pod uwagę.

2018-06-17 11:03

Witam,problem z karmieniem piersią pojawia się na kilku etapach rozwoju dziecka.Mam obecnie 2-miesieczną córcię i na jej swoim przykładzie mogę powiedzieć ,że kryzys nadszedł po 3 pierwszych dobach w szpitalu po porodzie gdzie mała jeszcze nie potrafiła dobrze złapać piersi co skutkowało poranionym do krwi sutkami i zastoju pokarmu.Próby przystawiania do piersi powodowały jeszcze większy płacz u małej i moje łzy z bólu.Niestety po zapytaniu położnej usłyszałam że przystawiać i jeszcze raz przystawiać żeby rozgonić zapalenie piersi i karmić mała swoim mlekiem. Doszło do tego ,że w nocy męczyły mnie napady gorączki i drgawki.A mała karmiłam buteleczka z mlekiem odciagnietym ręcznie kropelka po kropelce a jak już zagoiły się choć trochę sutki to sciagalam laktatorem ręcznym ,ciężko ale warto.Po powrocie do domu i rozmowie z położna środowiskową zaczęłam stosować maść na sutki,okłady z liści chłodzonych kapusty,piersi musiały się ciągle wietrzyć żeby jak najszybciej zagoiły się do tego ciepłe kąpiele i po niemal 3 -4 dniach doszłam do siebie min dzięki również stosować ku nakładek na piersi,które pomagały w przyspieszeniu gojeniu się ran.I tak wróciłam do karmienia piersią niestety w drugim miesiącu zaczely nas nękać kolki,zaparcia i gazy.Mala jadła momentami zachłannie wciągając duże ilości powietrza ,momentami miałam uczucie że tego pokarmu jest mało dlatego zaczęłam dokarmiać butelką,a sama jak najczęściej odciągać pokarm laktatorem i wszystko było by na dobrej drodze gdyby nie to że w nocy laktacja wzrastala i mala ściągając pokarm z piersi płakała bo za szybko i za dużo z nich leciało dlatego też musiałam ściągać choć trochę laktatorem przed karmieniem.Natomiast w dzień jadła coraz częściej i mniej przez to że bolał ja brzuszek od zgromadzonych gazów.Teraz stosujemy masarze,układamy mała jak najwięcej na brzuszku.Mam nadzieję że wszystko po malu wróci do normy

2018-06-17 10:58

1. Nastawienie Przestałam patrzeć na karmienie piersią jak na wielki trud i jeszcze większe ograniczenie. Postanowiłam wyprzeć te myśli i zastąpić je wizualizacją karmienia piersią jako czegoś naturalnego, co z jeszcze lepszym przygotowaniem i wsparciem na pewno mi się uda, jak na wolność, którą mi da. Nie było łatwo, ale zadziałała tu chyba zasada podobna do “kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą”. I ja w to wszystko po prostu uwierzyłam. Przy pierwszym dziecku, po porodzie, który zakończył się cesarskim cięciem, szybko uznałam, że nie mam pokarmu. Nikt nie wyprowadził mnie wtedy z błędu. Nikt nie przypomniał mi, że żołądek noworodka jest wielkości małej wisienki, naparstka czy małej łyżeczki do herbaty, więc widząc kroplę siary (pierwszy pokarm), zamiast cieszyć się, że jeszcze tylko kilka i nakarmię swoje Dziecko, ja siedziałam załamana i oczekiwałam kilkudziesięciu mililitrów. Gdy prosiłam o pomoc w karmieniu, otrzymywałam odpowiedź: “Dobrze, dokarmimy” – pomimo tego, że nie o dokarmienie prosiłam, była to niemal jedyna pomoc, jaką otrzymałam od personelu w szpitalu. Pomogła mi siostra – przez telefon i laktator przywieziony przez męża, a najbardziej wyjście do domu. Siedziałam dzień i noc z laktatorem, pełna obaw i lęków, że nic z tego nie będzie, że się nie uda, zgadzając się na kolejne porcje mleka modyfikowanego do dokarmiania, płacząc nad nim. Lęk o to, że pokarm nigdy nie nadejdzie, towarzyszył mi od samego początku. Tak samo jak poczucie, że nie daję rady już na starcie. Czy wiesz, co jest potrzebne do produkcji mleka? Hormon zwany oksytocyną. Co mu przeszkadza i go hamuje? Hormon stresu, tzw. kortyzol. Po cesarskim cięciu towarzyszył mi zapewne dużo niższy poziom oksytocyny niż powinien (przez co często rozpoczęcie karmienia piersią jest po takim porodzie jeszcze trudniejsze), po dołożeniu kortyzolu sytuacja się nie poprawiała. Za drugim razem wiedziałam dokładnie, jak to może wyglądać, dlatego gdy w szpitalu wszyscy dopytywali o to, ile mam pokarmu, odpowiadałam, że spokojnie, to dopiero pierwsza doba, pokarm nadejdzie. Pamiętam, jak niemal cały oddział położniczy pełen dzieci płakał (tak samo jak i moje pierwsze dziecko po porodzie), a mój Synek tylko budził się na karmienie. Wtedy zapytałam położną, czy z moim Maluszkiem jest wszystko w porządku, że jest taki spokojny, a ona wyszeptała mi na ucho: “To dlatego, że Pani jest taka spokojna, a dzieci to czują”. Tym razem po prostu weszłam do szpitala z pełną wiarą i przekonaniem, że mi się uda, że na wszystko potrzeba wiary i czasu. Zamiast zamartwiać się, cieszyłam się z każdej kropli mojego pokarmu, doładowując się pozytywną energią. Wiedziałam też, że szczególnie po cesarskim cięciu warto sobie pomóc i wspomóc się po każdorazowym karmieniu laktatorem niemal od razu. Oczywiście jeśli tylko starczało mi sił. Jeśli ich nie miałam, odpuszczałam i po karmieniu odpoczywałam. Wiedziałam, że w końcu i tak się uda, a ja będę miała więcej siły na pozytywne myślenie, które doprowadzi mnie do sukcesu. 2. Ciocie dobre rady Ciocia dobra rada: Dlaczego Twój Syn tak mało przybiera? Pewnie masz słabe mleko! Ja: Mam dobre mleko, najlepsze, jakie mogę mu dać. Ciocia dobra rada: A skąd wiesz? Badałaś? Czy lekarz na ładne oczy Ci powiedział? Takiego rodzaju rozmowy odbywałam z “życzliwymi” po narodzinach starszego Syna. Niby znałam odpowiedzi na te wszystkie mity laktacyjne i wydawało mi się, że świetnie się przed nimi bronię… jednak moja pewność siebie jako Mamy słabła po każdej takiej rozmowie. Tę powyższą przypłaciłam tak ogromnym stresem, że dostałam zastoju pokarmu, a po 2 dniach 39’C gorączki i zapalenia piersi. Pomógł dopiero antybiotyk, choć może nie miałam siły szukać innego rozwiązania, gorączka męczyła mnie tak strasznie, że nie miałam siły opiekować się i karmić własnego Dziecka. Moje poczucie wartości jako Mamy leżało i kwiczało. Razem ze mną. Dlatego przy drugim dziecku zupełnie ograniczyłam odwiedziny w pierwszych tygodniach życia – odwiedziły nas tylko dwie Mamy, moja Siostra i Ciocia. Przez ile czasu? Przez tyle, aż nie poznaliśmy się i nie nauczyliśmy się z Maluszkiem siebie nawzajem. Do czasu, aż moja pewność siebie w temacie karmienia, podsycona sukcesem w tym obszarze pod postacią na przykład pięknego przyrostu wagi, nie była tak wysoka, abym była w stanie słuchać trudnych komentarzy. Bardzo pomogło mi także… omijanie tematu szerokim łukiem i zostawienie go dla siebie i dla męża oraz bardzo zaufanych przyjaciółek, które motywowały mnie na każdym kroku. Które mówiły, że wiedzą, jak jest mi ciężko, ale wiedzą, że dam radę. Największą rolę odegrał tu Mąż, który również ogromnie mi kibicował, chwalił mnie za każdy maleńki krok, za każdą jedną kropelkę pokarmu i trud włożony w karmienie. Wiedział, jakie to dla mnie ważne, stał na straży wszystkich “Cioć dobra rada” i nie pozwalał mnie oceniać. 3. Nakładki do karmienia Przy pierwszym dziecku już w szpitalu miałam problemy z przystawianiem Maluszka do piersi, co dodatkowo powodowało u mnie ogromny ból podczas karmienia. Jeszcze w szpitalu zalecono mi jako rozwiązanie nakładki do karmienia. I tak karmiliśmy się przez… 3 miesiące! Przez 3 miesiące nie byłam w stanie nakarmić Dziecka bez nich. Chyba niewiele osób zrozumie frustrację towarzyszącą mi każdego dnia, sięgającą zenitu na spacerze, daleko od domu, gdy okazywało się, że zapomniałam nakładek. Czułam się totalnie niekompetentna. Miałam głodne, płaczące Dziecko, miałam mleko i nie umiałam tego połączyć bez durnego kawałka silikonu. Zresztą karmienie w nakładkach poza domem było także trudne ze względów higienicznych, przez co bardzo rzadko wychodziłam, a na wyjściach nerwowo zerkałam na zegarek, odliczając czas do kolejnego karmienia i dojazdu do domu. Szukałam pomocy – zgłosiłam się wtedy do przyszpitalnej poradni laktacyjnej, aby dowiedzieć się, że niestety, ale będę karmić w nakładkach i już, gdyż Dziecko bez nich nie jest w stanie się przystawić – położna laktacyjna przez całą godzinę próbowała nas tego nauczyć, ale bez skutku. Wiecie, jakie pytanie zadaję sobie coraz częściej, mając dylematy związane z wychowaniem dzieci? Czy ta rada sprawdziłaby się na pustyni w Afryce, gdybym zamiast Polką była córką jednego z Nomadów i żyła z rodziną w koczowniczym trybie życia? Czy ta położna laktacyjna udzieliłaby mi takiej samej porady? Że naturalnie, bez wsparcia się karmić nie da? I skazała tym samym moje dziecko na śmierć głodową? No właśnie… Dlatego przy drugim dziecku nakładki kupiłam – na wszelki wypadek, ale specjalnie nie zabrałam ich do szpitala. I co? Jutro minie miesiąc, jak karmimy się bez nakładek. Ani razu ich nie użyliśmy (choć raz w chwili słabości próbowaliśmy). 4. Fachowa pomoc Jeszcze przed porodem przygotowałam sobie listę certyfikowanych położnych laktacyjnych i skorzystałam z niej. Dałam najpierw szansę położnej środowiskowej, ale to było w moim wypadku jak kulą w płot. Wtedy wyszukałam na mojej liście poradnię laktacyjną z prawdziwego zdarzenia i pokonałam kolejne niedogodności. Przygotuję dla Was osobny materiał o tym, jak pomóc sobie, gdy karmienie piersią boli. Bo można, a nawet trzeba to zrobić! W ciągu 24 godzin od fachowej porady zaczęliśmy się karmić bez bólu. Taka sama sytuacja – narodziny dziecka, ta sama ja, ten sam szpital, dom i rodzina. Początkowo zmieniłam tylko moje nastawienie, rozgoniłam czarne myśli i zastąpiłam je pozytywnymi, ciepłymi. Czym się różni karmienie piersią po raz drugi od tego pierwszego? Tym razem ani razu nie płakałam pod prysznicem, nie marzyłam o karmieniu butelką, nie chciałam się poddać. Wiara czyni cuda. Nie tylko ta w Boga, ta w siebie również. blog parentingowy karmienie piersią I tak, jestem zmęczona, nocne karmienia są dla mnie szczególnie wyczerpujące. Tylko ja mogę nakarmić Maluszka i czasami chciałabym, aby ktoś mnie w tym wyręczył. Ale wiem, że warto. Czuję to bardzo mocno i reszta nie ma znaczenia. Budujemy więź i inwestujemy w zdrowie na całe życie, a to nie ma ceny. Pamiętajmy także, że jeśli z jakiegokolwiek powodu karmienie piersią nam się nie uda, to bliskość i odporność Dziecka możemy budować na milion innych sposobów. Miłość zawsze zwycięża, bez względu na to, jak się karmimy.

2018-06-17 10:53

Wobec wizji urodzenia wcześniaczka uważam, że najgorszym problemem jest sytuacja kiedy dzieciątko przebywające w inkubatorze często nie może być regularnie przystawiane do piersi i otrzymywać tak potrzebnego pokarmu Mamy. Laktator w takich przypadkach to jedyna szansa na karmienie Maluszka i walczenie o laktację czekając na moment kiedy Dzieciątko wreszcie może być z rodzicami i kiedy może być karmione piersią. Choć nawet wówczas zdarza się, że wcześniaczki nie potrafią prawidłowo chwycić piersi i laktator jest zbawienny w niezwykle ważnej misji karmienia piersią. Tak więc dobry laktator uważam za wspaniały wynalazek! Tymczasem pozdrawiamy z Antosią i życzymy wszystkim Mamom i Maluszkom udanej mlecznej drogi!

2018-06-17 10:42

Witam, myślę, że największym problemem dla karmiącej Mamy jest brak gruczołów mlecznych u męża (czyt. mnie). Chciałbym przypomnieć, że nie jesteście same i my też chcemy pomagać przy dzieciach. Nie po to godzę się na te wszystkie buteleczki, żeby z nich nie korzystać. Jeżeli jest taka możliwość, aby ściągnąć mleko laktatorem i pozwolić karmić dziecko ojcu to z niej korzystajcie. Mama trochę odpocznie i będzie bardziej zadowolona, rodzina będzie szczęśliwa, a ja będę mógł budować relację z Synem zanim nauczę go jazdy na rowerze. Pozdrawiam, Dumny Tata Adasia

2018-06-17 10:01

Witam. Jestem w 20 tygodniu ciąży i już mam obawy co do karmienia . Bardzo chciałabym karmić moje Maleństwo piersią , ale już się zaczynam martwić czy owy pokarm będę mieć, czy nie będę mieć problemów z laktacją, czy Maluszek będzie się najadać, już się martwię czy nie będzie miał problemów ze schwyceniem, czy mu nie zaszkodzi.. Martwię się że nie dostanę fachowej informacji jak się za karmienie piersią wziąć. Czy po porodzie ktoś mnie uświadomi jak dobrze karmić, czy po prostu rutynowo powiedzą regułkę i pójdą bez podania wskazówek. Ahhh.. ale myślę że poradzę sobie ze wszystkim ponieważ duże wsparcie mam i będę miała w Mężu, nastawienie mam bardzo pozytywne, za wszelką cenę chciałabym karmić piersią i się nie przejmować ludźmi którym to przeszkadza, bardzo twierdzą że mleko modyfikowane jest lepsze bo dzieciątko kolek nie ma po nim , brzuszek nie boli itd... Karmienie dla mnie to nie będzie problem.

2018-06-17 09:43

Moim największym pierwszym problemem przy karmieniu piersi to brak wsparcia w szpitalu od strony położnych. Co prawda pokazały jak przyłożyć do piersi i jak trzymać ale przy kolejnej prośbie pomocy usłyszałam: proszę nakarmić mlekiem modyfikowanym z butelki. Kiedy udało nam się wszystko ogarnąć kolejny problem przyszedł po kilku miesiącach kiedy ja chciałam karmić piersią a malutka już nie chciała, wypychała pierś i nie chciała już ssać. Ale szybko się z tym uporałyśmy, gdy mała mocno zgłodniała w końcu zaczęła ponownie ssać pierś.

2018-06-17 09:41

Witam wszystkich. Moim zdaniem dużym i być może nieoczekiwanym problemem jest ilość czasu spędzana przez Maluszka przy piersi. Dużo bardzo mówi się o tym jakie macierzyństwo jest cudowne - i owszem jest, jednak powinno też zwracać sie większą uwagę na problemy jakie mogą nas spotkać. Część dzieciaczkow najada się w miarę sprawnie i mama ma czas żeby po ludzku zjeść obiad przy stole. Ja tego czas nie miałam. Kiedy tylko odkladalalam mojego Maluszka był płacz. Oczywiście komentarze najbliższych odnośnie jakości mojego pokarmu również miały miejsce. Dodatkowo miałam pecha i poranione do krwi piersi. Przez 3 tyg leciała z nich żywa krew a wszelkie sposoby gojenia nie przynosiły efektu. Oczywiście pomijając to że dziecko non stop było przy mojej piersi również płakało i za rada innych dokarmialam je mm. Bardzo chciałam karmić tylko piersią. Moja położna zaproponowała mi wypożyczenie laktatora że szkoły rodzenia (tego który jest do wygrania w konkursie, gdyż inne nie przynosiły efektu) twierdząc że jak on mi nie pomoże to ona jest bezradna.. Pomógł.. Pomógł mi rozkręcić laktacje i zejść z dokarmiania a dodatkowo mogłam szybciej zagoić moje piersi. Poza tym w dalszym ciagu mój Synek był przy mnie praktycznie non stop gdyż widocznie miał aż taka potrzebę bliskości. Przywyklam do tego ale o karmienie walczyłam prawie 3 miesiące. Z racji na ograniczenia budżetowe nie kupiłam Państwa laktatora ale i tak uważam że jest to Mercedes wśród innych laktatorow :) wracając do tematu szczytem mojej bezradności był dzień kiedy bliska mi osoba przyniosła obiad i zaproponowała żebym leżąc razem z moim dzieckiem zjadła posiłek - przypomne- na lezaco... Myślałam wówczas że poplacze sie. Marzyłam o tym żeby zjeść go przy stole! Myślę że powinno się większą uwagę zwracać na problemy jakie mogą nas spotkać w tym cudownym okresie! Uczęszczając na zajęcia do szkoły rodzenia chyba nie słyszałam o tym jak może być ciężko i nieoczekiwanie! Powinno zwrócić się większą uwagę na ćwiczenia wzmacniające plecy i kręgosłup ponieważ nie raz płakałam z bólu.. Nie patrzmy tylko jak wyglądają nasze brodawki ale odpowiednio je przygotujmy do karmienia - w szczególności przy pierwszym maluszku! Poza tym glowa do góry i wszystko jest do przejścia :) Pozdrawiam!

2018-06-17 09:40

Dla mnie najgorsze byl bol skutków. Dlatego używam laktatra. Narazie ręcznego. Jestem osobą która wstydzi się otwarcie rozbierać bluzkę żeby nakarmić dziecko, dodatkowo miałam straszne dolegliwości związane z bólem skutków. Używam laktatora i nie muszę się już tym martwić. Daję mojemu maluszkowi to co najlepsze czyli mleko mamy, a jednoczesnie dbam o swój komfort bo szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko l.