Lista życzeń
Koszyk
Twój koszyk jest pusty
Kontynuuj zakupy

Rodzice (588 Wątki)

Znajomi

Data utworzenia : 2013-01-16 10:50 | Ostatni komentarz 2016-03-08 00:41

P.Janik

11371 Odsłony
124 Komentarze

Jak zmieniły się wasze stosunki ze znajomymi? A może nie zmieniły się wcale?

2013-09-21 23:31

Ja również miałam ochotę na takie wyjścia, na szczęście mogliśmy czasem małą podrzucić babci. Natomiast, gdy zostaliśmy zaproszeni na urodziny mojej przyjaciółki, Lenka poszła z nami, ponieważ nie mieliśmy z kim jej zostawić, a jubilatka nalegała na przyjście. Po jakimś czasie mała zasnęła i umieściliśmy w jednym z pokoi na piętrze, zaglądaliśmy dość często, by sprawdzić czy nie obudziła się, ponieważ muzyka grała dość głośno, ale spała grzecznie, a my mogliśmy pobyć ze znajomymi.

2013-09-21 23:21

my mamy teraz trochę mniej czasu dla znajomych bo jak się urodziła Córeczka to mamy jakoś więcej obowiązków ale czasem tęsknie za wyjściami ze znajomymi na piwko

2013-09-11 18:40

Kiedy poroniłam wiedzieli o tym niemal wszyscy, jednak zachowywali dystans i nie rozmawiali o tym, co z jednej strony mnie cieszyło, bo nie musiałam odpowiadać na ich pytania. Z całą tą sytuacją musiałam ogarnąć się sama i w sumie tak też było. Partner przeżywał to po swojemu, również w duszy, choć w momencie, gdy dowiedzieliśmy się, że serduszko już nie bije, to on starał się mnie pocieszyć, za co mu dziękuję. Dopiero po pewnym okresie, natknęliśmy na ten temat w gronie znajomych, mogliśmy coś powiedzieć. Cieszę się, że nikt nie naciskał w trudnym dla nas momencie, a po upływie czasu dalej o tym pamiętał i się interesował.

2013-09-11 18:27

Jeśli chodzi o mnie, to owszem z niektórymi znajomymi straciłam trochę kontakt, z innymi jesteśmy na sms czy skype. Jeszcze z innymi spotykam się co jakiś czas i nie są to wcale dzieciaci ludzie. Zdarza się tak, że partner zajmuje się Lenką, a ja wychodzę z koleżankami na pogaduchy, zwykle około godziny 20 do 22, kiedy mała już śpi, a tatuś może np oglądać tv. Jest też tak, że to babcia zostaje z Lenką, a my możemy wyskoczyć gdzieś na 2-3 godzinki. W towarzystwie staram się nie mówić o swoim dziecku, chyba, że ktoś zapyta, to odpowiadam krótko i rzeczowo, by nie rozgadywać się tylko o tym, ponieważ spotkania z przyjaciółmi są taką małą odskocznią od codzienności. Natomiast kiedy widzę się z innymi mamami, to głównie rozmawiamy o dzieciach, choć nie zawsze :)

2013-09-06 21:42

mamunia, ja podobnie, gdy straciłam 1 ciążę, kuzynowi męża urodziła się śliczna córeczka. Nie potrafiłam bez łez patrzeć na to cudo. Wszystko w niej było idealne-te małe paluszki, paznokietki-każdy detal doskonały. Z emocji ręce i nogi mi się trzęsły, słowa nie umiałam wydusić. I tak reagowałam na każde maleństwo, aż cud nie zdarzył się i mnie. A potem następny. Tym razem w szpitalu znalazłam się w podobnej sytuacji, jak Marta. Byłam już przygotowana do zabiegu, ale cofnięto mnie na salę, bo była pilna cesarka bliźniaków. Potem byłam ja, a potem dziewczyna z mojej sali. Moja córa zdrowa, donoszona, a bliźniaki i tamta dziewczynka z 26/27 tyg. Wszystkie leżałyśmy potem na pooperacyjnej razem. Ja dostałam malutką do karmienia, a do nich przyszła pani dr z noworodków ze smutnymi informacjami, że dzieciaczki walczą o życie, że ich szanse są niskie. Jedna dziewczynka urodziła się z wagą 700 g...chciało mi się płakać. Pomagałam im w taki sposób, że pożyczałam telefon, odpowiadałam na pytania o cc, o dochodzenie do siebie, wołałam pielęgniarki. Potem, gdy już chodziłam, to je odwiedzałam (były w osobnej sali-tylko dla matek),trochę rozmawiałyśmy, pytałam o kondycję dzieci, mówiłam o tym, że mogą tu w szpitalu dzieci ochrzcić, co też obie zrobiły. Ale wiem, że przeżywały najtrudniejsze chwile swojego życia. Dzień przed tym, jak miałam wychodzić, na naszą salę musiano położyć dziewczynę po cc, której dziecko również trafiło na oddział noworodków do inkubatora, też walczyło o życie. I to było dla mnie piorunujące doświadczenie, bo ona co chwilę nam wypominała, że nasze są dzieci zdrowe a jej nie, że bardzo wszystko ją boli i już nie może wytrzymać. Byłyśmy już wszystkie zmęczone jej narzekaniem...Powiedziałam wtedy coś, co mi bardzo pomogło -nie jest moją winą ani zasługą,że mam zdrowe dziecko, ani jej winą, że ma chore(na razie), więc musi teraz przestać myśleć tylko o sobie i robić wszystko, co mówią lekarze, by wstać na nogi i zanosić mleko swojemu dziecku, bo to może go uratować.

2013-09-06 21:01

Powiem Wam,że mnie dużo bardziej denerwowało udawanie ,że nic się nie stało.Omijanie trudnych tematów jest takie nie wiem jak to określić...nieszczere?Ktoś wie,że straciłam dziecko,a udaje że nic się nie stało,że nie wie....byle by tylko mnie nie urazić.Trudne tematy nie powinny być na pewno tematem tabu,ja np potrzebowałam wsparcia i szukałam rozmów na ten temat. Jeżeli z mężem do tej pory nie udało by nam się mieć dziecka,a staraliśmy sie o pierwszą córkę ponad rok to z pewnością czuła bym żal do losu widząc dzieci znajomych,pytała bym Boga dlaczego inni mają ja nie,ale dużo gorzej bym sie czuła jeżeli bym wyczuwała że moi znajomi obchodzą sie ze mną jak z jajkiem wtedy chyba sama unikała bym kontaktu.Zaraz po moim poronieniu siostra urodziła synka,było mi trochę ciężko ale wycałowywałam jak swoje i troszkę tej miłości przelałam na niego było mi lżej....

2013-09-06 20:13

Powiem szczerze że myślałam ze cis się zmieni bardzo, ale szczerze kontakty ze znajomymi starymi pozostały bez większych zmian. Wiadomo juz nie możemy zrobić karaoke w domu i balowac do 4 rano, ale zawsze jest czas żeby się spotkać. Z niektórymi osobami kontakty się odnowiły i powiem ze to mile po takiej rozłące wiedzieć ze te osoby o nas pamiętają i ze możemy na nie liczyć. Oczywiście znalazły się nowe znajomości podczas spacerów i z jednej jesteśmy bardzo zadowoleni, bo mieszkają kilka metrów od nad i maja córeczkę starsza o pół roku. Wcześniej mówiliśmy sobie dzień dobry, a dziś jesteśmy dobrymi znajomymi. Podsumowując dziecko zmienia nas, ale nie musi być przeszkoda w kontaktach ze znajomymi, a wręcz przeciwnie. Cieszę się ze nie zawiodłam się na swoich znajomych.

2013-09-06 15:57

Kiedy za którymś razem trafiłam do szpitala z zagrożeniem ciąży położyli mnie na sali z 2 kobietami, których ciąże obumarły i czekały na usunięcie ( samoczynne ). To było dla mnie okropne, nie wiedziałam o czym z nimi rozmawiać, jak pocieszyć. Niestety głupio mi było też okazywać radość, że z moim dzieckiem wszystko już ok. Innym razem leżałam z dziewczyną, którą przyjęli z plamieniami tak jak mnie, wspierałyśmy się, że wsio będzie ok.... a tu nagle poroniła. Myślałam, że zwariuję ze strachu i było mi strasznie jej żal. Okropne są takie sytuacje :(