Lista życzeń
Koszyk
Twój koszyk jest pusty
Kontynuuj zakupy

Ciąża i poród (2324 Wątki)

Poród siłami natury

Data utworzenia : 2013-01-15 22:46 | Ostatni komentarz 2015-12-14 21:33

Maria.Z

7474 Odsłony
62 Komentarze

jakie byly wasze oczekiwania, wspomnienia?

2013-09-17 16:35

tylko szkoda że w moim szpitalu w którym rodziłam nie kładzie się na skórę dziecka tylko od razu zabiera się na badania

2013-09-16 12:57

u nas w szpitalu nie ma znieczulenia i jakoś dałam radę szybko zapomniałam o bólu gdy zobaczyłam córeczkę

2013-02-18 13:08

Klamerka dasz radę ja rodziłam dwa razy i nie było tak ,źle wiadomo bolało ale to się tak szybko potem zapomina ,żebyś tylko trafiła na fajną położną i poród przebiegał w miarę szybko bez żadnych niespodzianek czego życzę ja miałam to szczęście,że za każdym razem trafiałam na super położne:) Tym razem wyjątkowo poszło fajnie od razu mi zaznaczyła,ze jak będę z nią współpracować to zrobi wszystko by mnie nie naciąć tak,że skupiałam sie na wykonywaniu jej poleceń podczas porodu i obyło się bez nacinania:)

2013-02-18 12:58

ja sie strasznie boje, mam nadzieje ze szybko urodze a moze nie bedzie tak zle tym bardziej ze to moja pierwsza ciaza... chyba trzeba zdac sie na polozna i jej słuchac

2013-02-18 12:52

Monika jak bym czytała o swoim porodzie hehe aż się uśmiałam,jedynie czym się różniło to: -wody odeszły o 2 w nocy -umyłam się ubrałam dopakowałam ,pomalowałam troszkę:)zrobiłam mężowi kawę sobie herbatkę potem zaczęłam go budzić w środku nocy mówię wstawaj mężu na kawkę,wyskoczył szybko bo przypuszczał,że coś się swieci hehehe Dalej to samiutko zero skurczy rozwarcia itp. po obchodzie podano mi oksytocyne która u mnie wolno działała bo dopiero o 14 się coś zaczęło dziać urodziłam o 17 Różnicą było to ,że miałam swoją malutką golusieńką tylko w pieluszce na moim ciele przez 2 godziny,spała sobie i mulała cycusia,a my zachwycaliśmy się nią:) Również po porodzie czułam się jak bym nie rodziła tutaj zasługą było to ,ze nie zostałam nacięta jedynie co to byłam makabrycznie głodna:)

2013-02-18 12:19

Równiutko o północy poczułam ciepły strumień wody na udach. Obudziłam się, potem męża. Upewniwszy się co do tego, że odeszły mi wody poprosiłam męża o ręcznik bo chciałam zatamować trochę ten wypływ. Czytałam gdzieś, że jak się wstanie to nacisk główki malucha spowolni wypływ wody. Tak się nie stało. Oboje byliśmy już nieźle zdenerwowani (mąż bardziej niż ja). Poszłam jeszcze wziąć prysznic, ubrałam się i chcieliśmy przeczekać trochę w domu bo w szkole rodzenia mówili, że od odejścia wód do porodu to trochę czasu mija i nie trzeba się śpieszyć. Jednak oboje nie potrafiliśmy wysiedzieć, patrzyliśmy nerwowo na zegarek, ze mnie się dalej lało. Zapadła decyzja - jedziemy do szpitala. Na izbie przyjęc, miło - choć jakoś tak cicho i ponuro - środek nocy. Po formalnościach na izbie przyjęc zostałam skierowana do badania. Przyszła pani doktor, niewiele starsza odemnie. Nawet na mnie nie spojrzała. Usiadła przy biurku zaczeła costam pisać, sprawdziła telefon poczym powiedziała - na fotel (dalej na mnie nie patrząc). Zbadała, zapytała czy mam skurcze (nie miałam), poprosiłą pania sprzątającą o wytarcie podłogi (dalej ze mnie się lało), coś napisała i sobie poszła. NIC więcej, absolutnie żadnej informacji. Przyszła położna, przebrałam się ja i mąż i na oddział. Mieliśmy do dyspozycji salę jednoodobową z łazienką. Na sali łóżko porodowe i rzeczy typu worki sako i piłki. Mnie podłączono od razu do ktg. Położna zebrała wywiad, zapytałam ją czy może łaskawie mi powiedzieć co wyniknęło z badania przez lekarza (zero rozwarcia, szyjka zamknięta). Kazała leżec pod tym ktg. Przeprosiła, że musi iść bo ma jeszcze jedną rodzącą i poszła. Mąż co chwilę zmieniał mi podkłądy bo wody sączyły się dalej. Strasznie chciało mi się siku ale nie wiedziałam, czy mogę zdjąć te ktg. Po pewnym czasie mąż zasnął na worku sako a ja czytałam aktualności na gazeta.pl (interenet w komórce to błogosławieństwo). Po godzinie przyszła położna, zbadała (szyjka zamknięta, brak rozwarcia), ja zero skurczy. Odpięła mnie poszłam do toalety, a wcześniej lewatywa. Kazała trochę pochodzić, iść pod prysznic. Zapytałam, czy mogę poćwiczyć na tych piłkach - usłyszałam, że to nic nie da bo i tak mam szyjkę zamkniętą a to nie ten etap porodu. Tak minęłam nam noc. Co godzinę ktoś zaglądał, ja przysypiałam, mąż to już dobrze spał. Ciągle pod tym ktg. Zastanawiałam się ak długo będę tak leżeć, i czy zrobią mi cesarkę. Pocieszałam się tylko tym, że z boku leżała przygotowana książeczka zdrowia dziecka i takie bransoletki ma nóżkę i rączkę - wiedziałam, że napewno wyjdę z tąd z dzieckiem!!! O godzinie chyba 8 był obchód. Znów badanie, znów, że nie ma rozwarcia, nie mam skurczy brak postępu. Jednak wtedy zobaczyłam światełko w tunelu, mianowicie super położną. Kobieta w średnim wieku, ale z niesamowicie energiczna. Lekarz zdecydował o podaniu antybiotyku, położna zasugerowała podanie oksytocyny mówiąc "ty musisz mi tu zaraz urodzić, ile bedziesz tak leżeć" Oksytocyna zdziałała cuda, od jej podania po 3,5 godzinach urodziłam córeczkę. Najpierw pojawiło się rozwarcie 4 cm, i w miarę regularne skurcze. Im częstrze tym przybierały na sile. Po pierwszysm skurczu, pomyślała, że nie jest tak źle, jednak dopiero później zdałam sobie sprawę że to tylko zwiastun. Między skurczami zaczynałam tracić swiadomość, zasypiałam. Gdy zmianił się rodzaj skurczów na parte prosiłam męża by zawołał położna. ból był już nie do wytrzymania. Oczywiście chwilę wcześniej poprosiłam o podanie środkow znieczulających ale nie wydaje mi się by mi coś pomogły. Połozna zbadała, krzyknęła, że rodzimy. Poszłam jeszcze do toalety (polecenie położnej by opróżnić pęcherz - co się nie udało), gdy wróciłam wszystko było przygotowane. Wydaje mi się, że na 3 lub 4 skurcz party urodziłam. Mała urodziłą się z główką i rączką, więc położna kazała mi nie przeć. Potem dotknęlam główki i potem skurcz i córeczka była już z nami. Porodu łożyska jakoś nie zarejstrowałam. Ale poprosiłam o jego pokazanie mi. Mąż przeciął pępowinę, choć zarzekał się, że tego nie zrobi. Kangurowanie bardzo króciutkie akieś 20-30 min, potem mnie szyto a obok Malutką zabrano na wszystkie zabiegi (mąż pomagał i był cały czas przy tym obecny). Potem już taką opatuloną przystawiono mi do cycusia. Sama wstałam z tego łóżka i poszłam na oddział. Małą przynieśli mi po jakiś 40 minutach bo była głodna i tak została ze mną:). Ja zdążyłam się tylko umyć. Szwy mi nie przeszkadzały, tego samego dnia siedziałam po turecku - generalnie jakbym dziecka nie rodziła. Dużym zaskoczeniem było to, że po porodzie brzuch taki sam prawie jak przed :( Taka galareta jakby :( Tragedii nie było, ból ledwo wytrzymałam, choć od razu się o nim zapomina. Szkoda tego kangurowania tylko, że takie krótkie.

2013-02-17 22:06

ProudMommy, to ja przynajmniej dostałam synka do karmienia w czasie tych pierwszych dwóch godzin po urodzeniu, chociaż już na sali położnic. Ach te polskie szpitale :/

2013-02-17 13:40

Ja ogólnie też mam dobra wspomnienia ale spostrzeżenia podobne jak J.Szlek, to znaczy w kwestii informacji. Jak leżałam już na porodówce i nic się nie ruszało podano mi oksytocynę, w tym momencie akcja dosyć szybko się ruszyła ale skurcze miałam mocno nieregularne choć bardzo bolesne;) w zasadzie nie wiedziałam ile mam rozwarcia bo nikt nie mówił. W pewnym momencie przyszła lekarka zbadała mnie i zapytała czemu nie dostałam znieczulenia, a położna na to że nie prosiłam o to. Trochę mnie to wkurzyłam, bo w sumie nikt mnie o to czy chcę czy nie nie pytał, a ja sama nie wiedziałam w którym momencie o to prosić. Jak dostałam znieczulenie to faktycznie mi pomogło ale też automatycznie akcja porodowa jeszcze bardziej przyśpieszyła. Lekarka badając mnie stwierdziła, że rozwarcie jeszcze nie jest dobre i mimo że czułam już skurcze parte nie kazała mi przeć - tak jakby to mogło być wykonalne. Nie wiem jak u was ale ja nie potrafiłam tego powstrzymać i myślę, że się tego nie da zrobić. W każdym razie po jakimś czasie przyszedł lekarz i po badaniu zdziwił się dlaczego jeszcze nic nie jest przygotowane na sali bo ja już w zasadzie rodzę.