Lista życzeń
Koszyk
Twój koszyk jest pusty
Kontynuuj zakupy

Ciąża i poród (2197 Wątki)

Mój poród

Data utworzenia : 2013-01-14 23:25 | Ostatni komentarz 2017-12-14 15:46

destiny_89

18907 Odsłony
126 Komentarze

Tutaj podzielmy się wrażeniami ze swojego porodu. Jaki był? Ile trwał? Czy wszystko przebiegło bez komplikacji?

2017-11-04 22:17

Mój poród byl straszny chociaż nic nie wskazywało na to przez całą ciąże. Nie będę się rozpisywać tutaj. Po prostu zaproszę Was do mojego bloga. Tu wszystko opisałam http://rytmmojegozycia.blogspot.com/2017/08/porod-ktory-zmieni-moje-zycie.html?m=1

2017-11-04 21:35

U mnie poród zaczął się 4 dni po terminie. Nieregularne skurcze odczuwałam już gdzieś od tygodnia, 2 tygodnie wcześniej odszedł czop. Była godzina 19 gdy miałam skurcze co 6 minut. Nie chciałam od razu jechac do szpitala - już dwa razy miałam sytuację, że skurcze były co 5 minut a gdy pojechaliśmy na ktg nagle ustały. Nie chciałam kolejny raz wznośić fałszywego alarmu. Poczekałam do 20 i pojechaliśmy do szpitala. Położna zaprosiła mnie na ktg. Spojrzała na mnie z pogardą i stwierdziła że wcale nie wyglądam na kobietę rodzącą, Ktg też za dużo nie zarejestrowało. Położna patrzyła na mnie z politowaniem jakbym ubzdurała sobie że rodzę, Wezwała lekarkę, żeby mnie zbadała. Zrobiła USG i badanie rozwarcia - 1cm. Położyli mnie na przedporodówce i podpięli kroplówkę. Leżałam tam w skurczach, czułam okropny ból a ktg dalej nie rejestrowało skurczy. Położna wpadała do sali co jakiś czas pytając "Aż tak panią boli?". Mąż pyta się jej ile to potrwa zanijm urodzę, odpowiedziała że około 12-18 godz. więc stwierdził że skoczy do domu i się prześpi a później wróci. Nie chciałam żeby szedł więc poprosilam żeby został ze mną jeszcze trochę. Skurcze były straszne, na sali obok rodziła jakaś babka i darła się jakby ją ze skóry obdzierali. Wystraszyłam się. "Ona mi wcale nie pomaga" żalilam się mężowi, "nie chce żeby mnie tak bolało" mówiłam.. O 24 odeszły wody i rozwarcie 1,5cm. Położyli mnie na porodówce i zakazali wstawać z łóżka. To było okropne. Musialam leżec cały czas na boku, nie mogłam wstać i pochodzić. Cały czas byłam pod ktg i nie chcieli mnie odpiąć ani na minutę. 1:35 rozwarcie było już na 10 cm i zaczęły się skurcze parte. O 2.10 było po wszystkim, choć zdawało mi się, że trwało to całe wieki... Na koniec była jedna śmieszna sytuacja. Położna trzymała pępowinę, łożysko cały czas było w środku. Poruszyła tą pępowiną i poczułam, że coś mnie tam w środku załaskotało. wyskoczyłam na nią "Co pani robi?!" A ona się zaśmiała i mówi, nic, rodzisz łożysko, proszę przeć :) To było okropne, ból nie do opisania.Bóle krzyżowe, na koniec ktg wariowało i skurcze były poza skalą. Gaz rozweselający nic nie dawał, błagałam, żeby to się już skończyło. Przy partych nie nacięli mnie przez co popękałam :/ poczułam jak mnie rozrywa i jak po tyłku spływa mi gorąca krew. Czy to nie dziwne, że dziś wspominam te chwile z sentymentem i chciałabym to przeżyć jeszcze raz mimo strachu i świadomości bólu?

2017-01-02 11:44

MAM dzien przed cc lezalam na sali z dziewczynami w ciazy. byly 2 i ja. Jedna w nocy tak sie rzucala na lozku ze myslalam ze zwariuje. Co chcila sie przekrecala (we snie oczywiscie) ale to nie bylo przekrecanie a wrecz skaknie po tym lozku! A lozka mega skrzypiace ;/ no i ciagle sie drapala. Boze jak sobie przypomne ten dzwiek to az teraz mnei ciarki przechodza. Drapala sie co minute! I to taki dzwiek jakby mega dlugie cienkie paznokcie drapaly suchą skure. PO prostu myslalam ze przez okno wyskocze ;/ A na 2 dzien po 22 jak bylam juz na sali poporodowej to laska tak chrapala ze ani minuty nie przespalam :D Ja myslalam ze moj tata jest mistrzem w chrapaniu, ale jak ją uslyszalam to po prostu szok. Az pielegnierki przychodzily di nas i ja co chwila staraly sie przebudzic bo same nie mogly wytrzymac :D A bylysmy 2 sale od dyzrki :

2017-01-01 19:15

Czemu sąsiadka spać nie dała? Pewnie miałaś taką jak ja na sali po cc, taka chrapaczka, zasypiała w minutę, a jej chrapanie słychać było na korytarzu. A jak nie spała to gadała przez tel też głośno :) Strasznie wcześnie musiałaś być gotowa, chociaż ja też od 6:00 nie spałam, myślałam że będę druga, ale byłam pierwsza do cc i wzięli mnie do zabiegowego o 8:00 welflon, cewnik (bardzo się go bałam, a nawet nie poczułam hihi) kroplówka i ledwo siadłam na łóżku ledwo mąż przyszedł a ja już musiałam iść na operacyjną. Najbardziej stresujące było leżenie na stole operacyjnym i patrzenie jak instrumentariuszka rozkłada na stole te wszystkie "sztućce"

2017-01-01 18:37

Moj 1 porod przez cc bo maly byl ulozony posladkowo. Bardzo sie cieszylam, bo porodu sn balam sie okropnie. Dzien przed wyznaczonym cc poszlam do szpitala (smialam sie z mezem ze jak na wakacje), polozyli mnie kolo 15. Dokumenty, badanie, wenflony i te sprawy :) troche stresu bylo ale i smutku bo naprawde odbrze mi bylo z brzuszkiem :) Noc jak noc, sasiadka pospac nie dala wiec w nocy przespalam az 1,5 h :D Rano o 9 mialam miec cc. Wiec o 6 kazano mi byc juz gotową i wykąpaną oraz mialam miec przygotowane rzeczy dla malego, w ktore go ubiora po porodzie. O 6 oczywiscie bylam juz gotowa i ubrana w piekną, zieloną koszulke :D Wszystko oczywiscie sie przedluzylo., Mąz od 8 byl juz ze mna, a ja trzeslam sie jak galareta ze stresu :D O 9 robiono jeszcze USG zeby sprawdzic czy malenstwo sie oby na pewno nie obrocilo glowka w dól. Pozniej szybko cewnikowanie (wcale nie takie straszne) i na wozku zawiezli mnie na sale operacyjną. Pozegnalam sie z mezem przed drzwiami no i go. Na sali byl super klimat, muzyczka leciala, sama sala jak i trakt operacyjny mega miekny wyremontowany, az milo sie tam lezalo. Najpierw weszly panie pielegniarki i Pani anastezjolog, Tam jeszcze milion podpisów do zlozenia. POzniej informowaly mnie o wszystkim, calym przebiegu cc i tym co beda po koleji robic. Dostalam znieczulenie (mila Pani pielegniarka mnie przytulala, a Pani anastezjolog co chwila ze mna rozmawiala i rozsmieszala). pozniej wszedl moj lekarz prowadzacy z innym lekarzem no i sie zaczelo. 7 min i moglam powitac synka :) Oczywiscie nie wiedzialam co mam zrobic bo bylamw takim szoku wiec go tylko poglaskalam i go od razu zabrali bo byl troche siny. Pozniej 20 min zszywania i koniec. Zawiezli mnie na sale, maz od razy przybiegl, malego mi przyniesli i taki byl final. :) Sama rekonwalescencja super, tylko pionizacja dosc nieprzyjemna ale do przezycia. Takze 6 grudnia 2016 o 9:50 na swiecie byl juz Mikolaj :) wszytsko naprawde szybciutko, sprawnie i prawie bezbolesnie i naprawde dla mnie cc to prawie ze "przyjemnosc" :)

2017-01-01 13:31

Mój drugi poród tym razem nie wspominam zbyt dobrze, ale wszystko po kolei... Przewidywany termin porodu według ostatniej miesiączki miałam na 13.12.16r. Już 01.12 miałam rozwarcie na ponad 2cm. Moja doktor prowadząca była wręcz przekonana, że akcja porodowa lada dzień się zacznie i urodzę przed terminem. Jakoś nie chciało mi się w to wierzyć, bo tak jak i przy pierwszej ciąży czułam się wspaniale - mogłam góry przenosić do ostatnich chwil. No i miałam rację. Nastał 08.12, a u mnie bez zmian, samopoczucie rewelacyjnie. Oznaką zbliżającego się porodu był wyłącznie brak czopa śluzowego, który odszedł mi parę dni przed. Poszłam na ktg, które wykazało ładny zapis. Dostałam skierowanie do szpitala. Miałam przyjść 13.12 na izbę przyjęć około 10:00 wraz z torbą. Doktor powiedziała, że tego dnia ma dyżur i urodzę. W razie ,,W" miałam mówić, że czuję skurcze co 5-7 minut. Jak kazała, tak zrobiłam. Oczywiście już na IP gołym okiem było widać, że kręcę z tymi skurczami, ale no cóż... Po formalnościach poszłam na ktg na patologię. Znowu wszyscy się skapnęli, że żadnych skurczy to ja nie mam. Już aż mi głupio było powtarzać, że czułam co 5-7 minut to powiedziałam, że rano takie odczuwałam, a teraz ustały. Personel aż się podśmiechiwał ze mnie, z resztą samej mi się śmiać chciało jak to mówiłam. Przydzielono mi łóżko i salę na patologii. Usiadłam sobie z mężem ma korytarzu, gdzie przegadaliśmy kilkanaście minut. Przyszedł jakiś lekarz i zaprosił mnie na badanie. (Znowu zabawna sytuacja, bo był młody, bardzo przystojny oraz strasznie szarmancki - mina męża bezcenna). Rozwarcie na 2 luźne palce, główka pięknie napiera, waga dziecka około 4kg. Wszystko super tylko znów śmiech gdzie te skurcze co 5-7minut. Już mnie to zaczęło powoli złościć. Zapytałam czy myśli, że dziś urodzę. Stwierdził, że nie wie, czeka na mój kolejny krok. Wyszłam do męża. Opowiedziałam mu co i jak i załamałam się. Stwierdziłam, że tragedia, bo na mój kolejny krok to sobie mogą czekać i czekać... Jestem w pełni sił, mogę się rozpędzić i przeskoczyć rząd tych 4 krzeseł, które stoją obok, a i tak i tak nie urodzę, nie ma szans. Byłam wściekła na swoją doktor, że kazała mi przyjechać. Nie dość, że się wszyscy wyśmiali z moich ,,skurczy" to jeszcze będą mnie tu Bóg wie ile trzymać, bo przecież nie ucieknę. Na samą myśl o niepotrzebnej, zbyt wczesnej rozłące z synem aż mi się serce krajało. Zadzwoniłam do doktor, opowiedziałam w skrócie co i jak. Powiedziała, że w wolnej chwili do mnie przyjdzie. Przyszła, stwierdziła, że wszystko dobrze, że trzeba czekać. No kurczę... Posiedziałam z mężem, w międzyczasie drobne badania mi porobiono, wypełniłam plan porodu. Znów przyszła moja doktor, powiedziała żebym przebrała się w piżamę i poszła do łóżka, bo za bardzo na siebie uwagę zwracam. Później przyjdzie. No ok. Znów ktg mi robiono, przespałam się trochę i przyszła. Zawołała na badanie. Rozwarcie nadal ponad 4 cm., ale skurczy żadnych. Zaleciła długi prysznic. Nic nie dało, nadal samopoczucie super. Byłam wściekła na cały świat, bo teskniłam za synkiem, a nic nie wskazywało żebym miała rodzić. Bałam się, że tak będzie przez kilka dni. No i że ktoś inny weźmie mnie pod opiekę, bo moja doktor kolejny dyżur miała za 4 dni. Wieczorem zmierzyli mi ciśnienie. Trochę podwyższone. Moja doktor chwilę później przyszła i powiedziała żebym się szykowała na porodówkę ze względu na ciśnienie. Ulżyło mi niesamowicie. Tym bardziej, że było przed 22:00. Później tylko puściła mi oczko i się zapytała co tak się niecierpliwię, miała dziś 9 porodów i non stop była bardzo zajęta. Zawieziono mnie na porodówkę. Tam dwie Panie rodziły. Przyszła młodziutka położna - niedużo po dwudziestce. Przedstawiła się, pogadałyśmy, dała mi koszulę, wypełniłyśmy papiery. Zrobiła mi lewatywę, poszłam pod prysznic, a później pod oksytocynę. Przyjemnie sobie leżałam na łóżku i słuchałam radia. Co trochę sprawdzali mi rozwarcie, które szybko rosło i pytali o skurcze. I tylko odpowiadałam, że nie czuję i koniec. 6cm.- przebicie pęcherza. Też nic nie bolało. I tu zaczęły się schody. Wody wypłynęły seledynowe. Trochę spanikowałam, bo przy pierwszym porodzie były przezroczyste. Zaczęły się też bóle, które dało się przeżyć, ale przewracałam się z boku na bok co nie spodobało się mojej położnej. Później coraz mocniejsze i częstsze. Krzyczałam, chciałam zmienić pozycję z leżącej na inną, ale mi nie pozwolono. Byłam bardzo zła na nich, bo wciskali mi kity, że nie można. No jak nie można jak po pierwsze podczas pierwszego porodu zmieniałam i jakoś można było, a po drugie kilka godzin temu w punkcie planu porodu było pytanie w jakiej pozycji chciałabym rodzić i czy chcę zmienić. No nic, trudno. Było przez to znacznie ciężej, ale poszło. Jak krzyczałam to jedna z doktorek miała o to pretensje to jej niegrzecznie odpowiedziałam, że o co jej chodzi, rodzę dziecko 4kg. Wtedy już mnie nie uciszała. Prosiłam o wodę, bo mi było bardzo gorąco to mi dali się napić. Nacięcie niewielkie i tym razem w szczycie skurczu, więc nawet go nie poczułam. Ogólnie poród baaardzo szybki - 1godzina 17minut. Za to później znowu nieprzyjemności, a mianowicie szycie. Nie wiem dlaczego, ale tym razem dokładnie je czułam. Każde jedno wkłucie, każde jedno przyciągnięcie nici. Trwało to jakieś 15 minut. To nie był ból, ale nic przyjemnego. Jeszcze jedna rzecz - urodziłam duże dziecko (4100g./57cm.), więc stwierdzili, że muszą sprawdzić czy wszystko ładnie wyszło. I to chyba było łyżeczkowanie. Nie trwało długo, boleć nie bolało, ale też bardzo nie fajne odczucie. Ale już po ptakach- urodziłam o 23:47 i od razu miałam pełnię sił. Mój poród był dwunasty. O 23:48 ostatnia Pani urodziła synka. Przed 02:00 rozwieziono nas na sale. Ja miałam super, bo dwuosobowa z łazienką. Leżała dziewczyna po cc, zapoznałyśmy się, pogadałyśmy, wzięłam prysznic, przebrałam się w koszulę, przebrałam córcię w ubranka i ciewszyłam się ogromnym szczęściem... :)

2015-11-04 17:12

Ja 6 dni po terminie zgłosiłam się do szpitala ( to był piątek ok 19), bo zaczął odchodzić mi czop śluzowy (nie do końca byłam pewna czy to jest to, bo wyleciała galaretka z wodą, a później lekko krwawiłam). Jak się okazało, że wszystko jest ok, chciałam iść do domu, ale nie chcieli mnie już wypuścić;) Okazało się, że trafiłam na salę z super dziewczynami. Czułam się jak na koloniach. Całą sobotę nic się nie działo- turnus kolonijny trwał nadal, przerywany co dwie godziny na badanie tętna. Na niedzielę miałam zapowiedzianą oksytocynę (której chciałam uniknąć). W sobotę rozpoczęłam intensywne rozmowy z córką i marsze po schodach (dobrze, że w szpitalu były boczne schody, bo dziwnie wyglądałabym w tym szlafroczku pomykając wśród ludzi). W nocy pojawiły się pierwsze skurcze. Rano o 9 trafiłam na salę przedporodową, gdzie chcieli mi podać oksy, ale po mojej prośbie udało się tego uniknąć. Później lewatywa, po której poród bardzo się rozkręcił. Ok 11 zadzwoniłam po Męża, który był na piłce, ale szybko przyjechał. Do 12 miałam już 6 cm rozwarcia i trafiłam na porodówkę. Podobało mi się to, że prawie przez cały czas byliśmy sami, mogłam przyjmować pozycję, jakie mi odpowiadały. Położna przychodziła tylko po to, aby sprawdzić tętno dziecka. Następnie mi zaproponowano wannę, tam doszliśmy do 9 cm i zaczął się kryzys. Skurcze słabły i nic się nie działo. Ciągle nie zgadzałam się na oksy. Zawisła nade mną wizja cc, więc jednak się zgodziłam. Podpięli mnie, troszkę skurcze się wzmocniły, doszłam do 10 cm. Po 10 min wenflon mi wypadł, położna się śmiała, że jednak dopięłam swego. 40 min męczyłam się w drugiej fazie porodu. Oczywiście w planie porodu miałam wpisaną ochronę krocza. Ale po zaproponowaniu mi cięcia przez położną zgodziłam się i wtedy od razu wyskoczyła córeczka, więc nie żałuję. Później dwie godziny razem, pierwsze przystawianie do piersi, którą pięknie złapała. Po dwóch godzinach wróciłam na piechotę na salę. Poród wspominam wspaniale, nie bolało mnie bardzo i od razu po porodzie powiedziałam, że mogę rodzić znowu. Urodziłam o 15. Życzę wszystkim takiego wspaniałego przeżycia.

2015-11-02 11:42

ja i tak miałam wywoływane skurcze a jak na chwile odpięła kroplówkę to od razu sie zmniejszały