W mojej pierwszej ciąży karmiłam piersią tydzień czasu w szpitalu, były to wspaniałe chwile, ale nie udało mi się ich utrzymać.
Moja córka urodziła się miesiąc wcześniej z zespołem Downa (o którym dowiedziałam się po urodzeniu) i wadą serca, przez tę wadę nie miała wystarczającej siły, aby jeść z piersi, ale próbowałam, karmiłam przez tydzień w szpitalu z nakładkami na pierś, ale mimo wszystko nadal dokarmiana była z butelki, ponieważ to wymagało od niej mniej wysiłku.
Po tygodniu została zabrana na patologię noworodka do oddalonego o 55 km szpitala na miesiąc i tu powoli zakończyła się moja przygoda z karmieniem piersią...
Odwiedzałam ją, ale nie codziennie, ponieważ sama w trakcie porodu straciłam wiele krwi, którą w szpitalu miałam przetaczaną, a po wyjściu brałam leki krwiotwórcze, więc podróż tam była męcząca, a na oddziale patologii noworodka mogłam z nią spędzać góra godzinę, ponieważ było tam wiele wcześniaków, które swoją masą ciała nie przekraczały kilograma (pierwszy raz widziałam takie maleństwa...), więc leżały w inkubatorach z oslabioną odpornością oraz nie do końca rozwiniętymi płucami.
Wróciła do mnie po miesiącu... Karmiłam ją butelką i nawet z niej nigdy nie dojadała do końca, bardzo się męczyła, po karmieniu zawsze była cała spocona, szczególnie było to widać po wielkich kroplach na główce, a mój pokarm zanikł...
Miała operację na serduszko w wieku 8 miesięcy (która miała się odbyć góra w 4 miesiącu), dopiero po niej dziecko zaczęło normalnie jeść, potem siadać i w końcu jej rozwój ruszył do przodu.
Nigdy nie uda mi się przywrócić i odzyskać tego czasu, który utraciłam, tych pierwszych tygodni...
Teraz, po latach, jestem w drugiej ciąży, wszyscy wyczekujemy maleństwa, a szczególnie starsza siostra (jestem już w 8 miesiącu, więc córka naprawdę już się niecierpliwi, kiedy w końcu zobaczy swoją młodszą siostrę, przecież już tyle czasu słucha na jej temat).
Miałam robione badania genetyczne (amniopunkcję), które dały mi nadzieję, że urodzę zdrową córkę, więc obiecałam sobie, że na pewno będę ją karmić piersią (ciągle wiele czytam na ten temat) i że chcę ponownie poczuć tę wyjątkową bliskości przy tych cudownych chwilach, że będę karmić jak najdłużej (chociaż już teraz często słyszę nieprzychylne komentarze na ten temat, gdy to mówię), ale ja już postanowiłam, nie poddam się i najważniejsze, że mój partner mnie popiera, w końcu sam również miał miesięczną rozłąkę z naszą pierwszą córką, która teraz jest jego oczkiem w głowie.
Mam nadzieję, że z drugą córką nie utracimy ani jednej chwili, że od początku cała nasza czwórka będzie razem oraz, że moje karmienie piersią się spełni.