Lista życzeń
Koszyk
Twój koszyk jest pusty
Kontynuuj zakupy

Rodzice (620 Wątki)

Czy rodzina wielodzietna zawsze kojarzy się z patologią?

Data utworzenia : 2016-06-15 10:19 | Ostatni komentarz 2016-07-22 07:16

Bławatkowa2015

5483 Odsłony
89 Komentarze

Niedawno dowiedziałam się, że moja znajoma spodziewa się dziewiątego dziecka. Co więcej, ciąża ta jest absolutnie planowana :) Oczywiście nie obyło się bez komentarzy. Moja znajoma, która jest zresztą matką czworga dzieci, bardzo nieprzychylnie wypowiedziała się na temat przyszłej mamy. Zaczęła zarzucać Jej, że ta nie ma innych aspiracji oprócz rodzenia dzieci. Kobieta pomimo licznego potomstwa jest bardzo zadbana i bardzo dobrze zorganizowana. Nie mogę zrozumieć tego, dlaczego ludzie tak dziwnie zapatrują się na rodziny, które posiadają więcej niż troje dzieci. Kiedy powiedziałam mojej szwagierce, że planujemy jeszcze jedno lub dwoje dzieci, spojrzała na mnie z niedowierzaniem i zapytała: "To Ty dziewczyno już nie chcesz wyjść do ludzi?". Sama ma jedno dziecko i jak twierdzi, już czasem brakuje Jej czasu dla siebie, więc więcej dzieci nie planuje. Jestem w stanie zrozumieć szwagierkę, ale opinia matki czworga dzieci bardzo mnie zaskoczyła. Słowo "dziecioroby" z Jej ust brzmi co najmniej niedorzecznie. Kiedy brat Męża dowiedział się, że zaszłam w ciążę zaledwie 7 miesięcy po porodzie, nie szczędził nam uszczypliwości. Podczas Wigilii skomentował sytuację, obracając sprawę w niesmaczny żart. Zapytał gości: "Wiecie jakie nowe hobby ma X oprócz mechaniki? Robienie dzieci!". Myślałam, że wyjdę się z siebie i stanę obok. Dobrze, że Mąż tego nie słyszał. Ale to stary kawaler, więc jestem w stanie to zrozumieć... A Wy dziewczyny co sądzicie o rodzinach, które mają więcej niż troje dzieci? Podziwiacie je, czy może wręcz przeciwnie?

2016-06-17 12:45

Różnie to bywa, nie ma reguły na to, czy dzieci będą utrzymywać ze sobą kontakt później czy nie. Ale możemy chociaż spróbować im to umożliwić. Moja teściowa ma czwórkę rodzeństwa, a kontakt tak naprawdę utrzymuje tylko z jedną siostrą. Z drugą siostrą w ogóle, a z braćmi sporadycznie, raz w roku, nawet rzadziej. Znam takie przypadki rodzeństwa, którzy super ze sobą żyją, ale i takie, które się nienawidzą i ze sobą nie rozmawiają od lat. Nie sądzę też, żeby to do końca zależało od wychowania, aczkolwiek na pewno w jakimś stopniu. Agnieszka, wiem o czym piszesz. Ja nie pochodzę z rodziny wielodzietnej, bo mam tylko siostrę, jednak i tak w naszym domu było zawsze na styk pieniędzy. Chodziłam do gimnazjum do klasy bogatych dzieci. Wiele z nich mieszkało w domkach, albo w dużych apartamentach, składki, wycieczki klasowe, wycieczki za granicę na wakacje, czy ferie zimowe - nie było z tym najmniejszego problemu (i to byli zazwyczaj jedynacy lub mieli jedno rodzeństwo). Akurat to był okres, kiedy otwierały się duże centra handlowe, takie sklepy jak Pretty Girl, Reserved, House zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu. Niejednokrotnie zazdrościłam koleżankom nowych ciuchów właśnie z tych sklepów, perfum Pumy, czy Adidasa, albo portfeli z Nici. Ja sobie mogłam o tym pomarzyć. Wszystkie ciuchy miałam z rynku od Chińczyków, bluzki po 8 - 15, max. 20 zł. 20 to już było dużo, bo 25 zł to dostawałam na dżinsy. Najgorsze jest jednak to, że koleżanki z klasy tego nie rozumiały, że ja po prostu nie mam możliwości kupić sobie czegoś droższego, wyjechać na jakiś obóz z nimi do Grecji, czy Hiszpanii. I to w tym wszystkim było najgorsze. Tak samo odnośnie wyboru szkoły, moja klasa miała najlepszą średnią, wszyscy szli do najlepszych liceów w mieście. Ja jako jedyna szłam do technikum, nikomu się nie przyznałam. Jak pytali to mówiłam, że liceum profilowane. Nie to, że nie chciałam iść do liceum. Ba! Marzyłam o tym, żeby iść do tych najlepszych - tam, gdzie wszyscy.. Ale mama na mnie naciskała, bo po technikum będę mieć zawód, a po liceum nic. Dziś jestem jej mega wdzięczna, bo właśnie w technikum poznałam najlepszych ludzi, przyjaciół, no i mojego męża :) A ponadto miałam ułatwiony start na studiach , gdzie wszyscy musieli zakuwać, a ja po technikum już wszystko umiałam (oczywiście mówię o podstawach, czyli 1 rok studiów).

2016-06-17 11:10

Mi rodzina wielodzietna nie kojarzy się z patologią. Ale niejednokrotnie widziałam w pewnych miejscach zamieszkujące rodziny, które nie mają wcale dużo dzieci, a piją, ich potomstwo nie jest upilnowane, brudne. Nie wiem, skąd taka myśl ludziom przychodzi do głowy, że jak dużo dzieci to musi tam być źle. Czasem z jednym dzieckiem małżeństwo sobie nie radzi. A w dużych domach dzieci mają swoje obowiązki, szanują jeden drugiego i są potem nauczone pracy, jak pójdą w świat.

2016-06-16 22:06

Pochodzę z czterodzietnej rodziny. Sama chciałabym mieć trójkę. Nie dal siebie - dla nich. Jestem wdzięczna moim rodzicom, że mam tyle rodzeństwa, jestem wdzięczna, że mam kogo prosić o pomoc. Jestem wdzięczna że mam do kogo zadzwonić, z kim pojechać na wakacje, z kim poplotkować przez telefon i komu się wyżalić jak i podzielić radością. Moje rodzeństwo jak i moi rodzice mieszkają daleko ode mnie ale i tak mamy dobry kontakt i możemy liczyć na siebie. Moja bratowa jedynaczka mówi tak - "nie zrobię krzywdy mojej córce i nie uczynię ją jedynaczką"

2016-06-16 20:42

Agnieszka czytajac Twoja wypowiedz na temat tego ze corka nie zostala zaproszona na urodziny bo kupi nie drogi preznt jestem tym przerazona. Jak Ci rodzice wychowuja swoje dzieci. Moj starszy syn cieszy siecz wyszystkiego co dostanie nawet z czekolady ma radosc. A co do rodzin wielodzietnych to podziwiam te kobiety ktore potrafia wychowac i ogarnac dom i ogolnie zrobic wiele rzeczy majac taka gromadke dzieci. Ja mam dwojke i czasami jest mi ciezko.

2016-06-16 11:58

Bławatkowa, dzisiejszy świat, to niestety świat wartości materialnych. Moje dziewczyny uczę tego, że nie jest ważne to co mają, ale to kim są. Wartości materialne, bogactwo można w każdej chwili utracić - los jest nieprzewidywalny i wtedy co nam zostanie? Starszej córce, 17-letniej nie zawsze jest łatwo widząc koleżanki w klasie ubrane w bardzo drogie ciuchy, mające drogie telefony, kosmetyki z najwyższej półki. Córka zamierza studiować medycynę, tak jak prawie wszyscy uczniowie tej klasy. Koleżanki i koledzy- to jedynacy, córki i synowie lekarzy - rodzice mają prywatne gabinety, a co za tym idzie nie narzekają na brak pieniędzy, mieszkają w pięknych willach w drogiej dzielnicy, a nie w mieszkaniu w bloku. Na wywiadówki nie chodzą, bo przecież w tym czasie przyjmują pacjentów, nie wiedzą co ich dzieci robią po szkole, nie wyjeżdżają wspólnie na wakacje tylko wysyłają dzieci na obozy sportowe, językowe, urodziny spędzają z obcymi, a nie z rodziną, święta to czas wycieczek zagranicznych, itp. Te dzieci często są bardzo sfrustrowane oczekiwaniami rodziców, nie każde wybiera się na medycynę z własnej woli - tak postanowili rodzice, bo gabinet już od dawna gotowy. Ja mam na razie to szczęście, że dziadkowie często wspierają finansowo wnuczki i dziewczyny mogą sobie wtedy kupić coś ekstra, coś o czym marzą, na co oszczędają. Tłumaczę im jednak, że dziadków kiedyś zabraknie i nie zawsze będą mogły liczyć na prezenty. Moje dziewczyny są ze sobą bardzo zżyte, choć oczywiście czasami się kłócą. Kiedy byłam w ciąży z najmłodszą to najstarsza nie była zachwycona, bo mieliśmy wtedy małe mieszkanie, a poza tym nie przepada za małymi dziećmi. Ale kiedy mała się urodziła, to najstarsza od razu Ją pokochała i dziś świata poza Nią nie widzi. Zawsze powtarzam córkom, żeby zawsze sobie pomagały, zwłaszcza kiedy nas już nie będzie. Jestem spokojna, bo wiem, że nawet gdyby teraz zabrakło mnie i męża (tfu, tfu) , to najstarsza nie pozwoli na rozdzielenie Jej z siostrami i będzie się nimi dobrze opiekować przy pomocy dziadków.

2016-06-16 09:06

Aleks1983, zawsze chciałam pracować w Domu Dziecka, ale jednocześnie zastanawiałam się, czy dałabym radę. Jestem osobą bardzo wrażliwą i widok tych wszystkich dzieci potrzebujących miłości na pewno by mnie roztkliwił. Zawsze miałam poczucie, że mam jakąś misję do spełnienia. A jak Ty radzisz sobie w tej pracy? :) Pani_mamusia, myślę, że moja znajoma spełnia się jako matka i stąd Jej decyzja o tak licznym potomstwie. Ja mam dwoje dzieci i nadal uważamy, że do pełni szczęścia brakuje nam jeszcze przynajmniej jednego dziecka. Rodzice mieli nas troje, Mąż z kolei był jednym z sześciorga dzieci. Jedno dziecko dla Niego to wygodnictwo, a dwoje to nadal za mało :) Agnieszka, ja też uważam, że ludzie niezaradni życiowo, którzy mają mnóstwo dzieci, a potem napotykają na problem z zaspokojeniem podstawowych potrzeb swoich pociech, to sytuacja, która nie powinna mieć miejsca. I nie wiem czy to świat oszalał, czy co... Ale Mama jest wychowawczynią klasy III i zauważyła, że coraz więcej uczniów jest jedynakami. I jak dla mnie niektórzy z rodziców już całkowicie postradali zmysły. Wyobraźcie sobie, że jeden z takowych uczniów jest bardzo niezdyscyplinowany. Pewnego więc dnia mama zażartowała przy Jego rodzicach, że pewnie gdyby miał braciszka lub siostrzyczkę to może trochę by spoważniał. Jego mama stwierdziła, że właśnie budują Mu dom i nie stać by ich było na kolejne dziecko. Kilka razy dopytałam mamy, czy na pewno się nie przesłyszałam. Kto buduje dom 10-latkowi? Jeżeli rodzice myślą w taki sposób to nie dziwne, że w ich mniemaniu nie stać ich na kolejne dziecko. Mój Mąż zawsze powtarza, że nie wolno dawać dzieciom ryby, ale wędkę! Trzeba tak przygotować nasze pociechy aby mogły sobie bez problemu poradzić z życiowymi zawirowaniami. Myślę, że dziecko, które ma wszystko podane na tacy nie doceni tego, jak ciężko pracowali na to Jego rodzice. Nigdy bowiem nie doświadczy trudu, jaki się z tym wiążę bo nie daliśmy mu takowej szansy. Podobnymi kategoriami myśli moja szwagierka, która kupiła mieszkanie z myślą o swojej, UWAGA, 5-letniej córce! Niedługo, podobnie jak my, rozpoczynają budowę domu, a mieszkanie będzie dla Julki. Czy to już nie przesada? Szwagierka stwierdziła, że nie stać Jej na mieszkanie dla kolejnego dziecka, a Ona chce dać swojej pociesze wszystko. Czy to na pewno dobry pomysł? Myślę, że najlepszym prezentem dla Jej córki byłby braciszek lub siostrzyczka. Coraz częściej dewizą ludzi staje się stwierdzenie MIEĆ! A czy nie wystarczy po prostu BYĆ kochającą, szanującą się rodziną z wartościami? My ze swej strony postaramy się Mężem dać dzieciom jak najwięcej miłości, ciepła i szczęścia. Jednakże będziemy starać się Im wpajać, że sprawy materialne nie są najważniejsze, o czym boleśnie przekonał się mój szwagier - stary kawaler. Raz trochę więcej wypił i zaczął mi się użalać. Powiedział mi, że ma w życiu wiele: bardzo dobrze płatną pracę, nieruchomości, wiele pucharów za wysokie osiągnięcia w biegach na orientację, ale nie ma RODZINY, więc nie ma z kim tego dzielić. Dlatego jestem w stanie zrozumieć Jego niesmaczny żart. On nam po prostu zazdrości. Mam nadzieję, że kiedyś ułoży sobie życie bo samotność jest najgorszą rzeczą jaka może spotkać człowieka. Zawsze zapraszam Go na Święta, często przyjeżdża do nas na weekendy. Chcę by poczuł choć namiastkę rodzinnego ciepła :)

2016-06-15 13:04

Moja rodzina jest uważana za wielodzietną, ponieważ mam 3 dzieci. U mnie w pracy na kilkadziesiąt zatrudnionych osób tylko dwie koleżanki mają 3 (obecnie już dorosłych ) dzieci. Mimo, że mieszkam w mieście wojewódzkim u córek w szkole (liceum i podstawówka) 3/ 4 dzieci to jedynacy. Dla rodziców tych dzieci nie jest problemem wysyłać dzieci na wycieczki zagraniczne kilka razy w roku, kupować markowe ubrania, drogie sprzęty. Moim córkom niczego nie brakuje, chodzą na płatne zajęcia dodatkowe, co roku jeździmy na 2 tygodnie nad polskie morze. Starsza jeździ na jedną wybraną wycieczkę zagraniczną w roku, oprócz tego córki wychodzą do kina, teatru, na urodziny, itp. Nie uważam mojej rodziny za patologiczną, pomimo, że tak niektórzy nas postrzegają. Często spotykałam się z sytuacją, że młodsza nie była zapraszana na urodziny, bo obawiano się, że nie przyniesie drogiego prezentu. Wielodzietność nie zawsze wiąże się z ubóstwem, nam ze względu na dochody 500 zł nie przysługuje na pierwsze dziecko. Do jutra jestem na płatnym macierzyńskim, potem do końca sierpnia na urlopie wypoczynkowym. Od września zostanie nam tylko wypłata męża, ale jakoś damy radę. Ja stawiam na dobre wykształcenie córek, tak aby same poradziły sobie w życiu. W miarę możliwości będziemy każdej pomagać, ale z dobrym wykształceniem na pewno poradzą sobie w życiu. Nie palimy z mężem papierosów, sporadycznie pijemy wino, nie chodzimy do restauracji, bo nie czujemy takiej potrzeby, ja nie korzystam z usług kosmetyczki czy fryzjerów (nie z oszczędności, ale dlatego że kilka razy się zawiodłam na usługach) - zaoszczędzone pieniądze trzymamy na kształcenie córek. Nie pochwalam sytuacji, w której ludzie "niezaradni życiowo" (przepraszam za określenie) mają wiele dzieci, którym nie są w stanie zaspokoić podstawowych potrzeb (ubranie, jedzenie, itp). Jeżeli ktoś świadomie decyduje się na liczną gromadkę lub z miłością i odpowiedzialnością przyjmuje każde nowe dziecko to wg mnie zasługuje na podziw i uznanie. Wychowanie dzieci to "ciężka praca" i jeszcze większa odpowiedzialność. Nie każdy jest w stanie poświęcić własne ambicje na rzecz wychowania dzieci. Nie mam wprawdzie 9 dzieci a tylko 3, ale moją wielodzietną rodzinę wcale nie uważam za patologiczną. Bławatkowa, ja bym chyba odpowiedziała coś "miłego" szwagrowi. Mimo, że jestem osobą spokojną i nie lubię konfliktów, to w takim przypadku nie powstrzymałabym się od komentarza.

2016-06-15 10:48

Ja nic nie mam do rodzin, które mają wiele dzieci. Kwestia jest tego, żeby zapewnić im wszystkim byt. Przynajmniej ja na to patrzę z tej strony, że chcę mieć godne życie z moimi dziećmi. Chcę sobie jeździć całą rodziną na wakacje, wyjść od czasu do czasu do kina, czy zabrać je do figloraju itp. Jeśli ktoś świadomie decyduje się na któreś z kolei dziecko, samemu ledwo wiążąc już teraz koniec z końcem to jest to dla mnie dosyć dziwna decyzja. Chociaż teraz... 9x500 = 4500 od państwa dodatkowo (zakładając, że dochód spełnia warunek na 1sze dziecko) :) Niektórzy ludzie za cel życia wybierają sobie karierę zawodową, inni chcą zwiedzić jak najwięcej świata, a jeszcze innych uszczęśliwiają dzieci - i jest to ok. Tak jak mówisz o swoim przypadku, że koleżanka skomentowała, czy nie chcesz mieć życia. Każdy ma inne priorytety i może ona sobie tego nie wyobraża, a Ty nie wyobrażasz sobie nie mieć co najmniej trójki, czy czwórki dzieci. I tak można sobie dyskutować :)