Lista życzeń
Koszyk
Twój koszyk jest pusty
Kontynuuj zakupy

Ciąża i poród (2197 Wątki)

Mój poród

Data utworzenia : 2013-01-14 23:25 | Ostatni komentarz 2017-12-14 15:46

destiny_89

18907 Odsłony
126 Komentarze

Tutaj podzielmy się wrażeniami ze swojego porodu. Jaki był? Ile trwał? Czy wszystko przebiegło bez komplikacji?

2014-06-06 21:33

Pierwszy poród: Filipka urodziłam w niedzielę 04.10, wczęsniej w piątek po badaniu ktg niestety musiałam zostać w szpitalu na patologii ciąży, ponieważ miałam 2cm rozwarcia. W nocy z soboty na niedzielę spiąc sobie spokojnie usłyszałam takie cichutkie "pyk" odeszły mi wody, przerażona pobiegłam do pielęgniarki, zbadano mnie i były już 4cm rozwarcia. Kazali mi iść pod prysznic, podłączono pod ktg no i się zaczęło....bardzo dużo pomogła mi położna, kierowała mną, mówiła co mam robić, niestety główka.dziecka utknęła w miednicy i musiałam strasznie się ruszać, żeby niżej spadła. W końcu po 7 godzinach na świat przyszedł Filip:-) Drugi poród: Znacznie gorszy, dłuższy i bardziej bolesny. Też wszystko zaczęło się w nocy, poczułam lekkie skurcze, które zaczęłam mierzyć. Gdy były co 10-15min pojechałam do szpitala, i znów sama, bo mąż ze starszym dzieckiem zostać musiał....Zabrali mnie na izbę, zbadali, 3cm rozwarcia, wypisali wszystkie dokumenty i pojechałam na salę rodzić. I koszmar się zaczął... Położna straszna, niemiła, opryskliwa, w niczym nie pomagała...Na szczęście o 7ej dyżur miał mój gin i widząc mój stan, opadałam już z sił, bardzo mi pomógł, co.chwile.zmienialiśmy pozycję bądź skakałam na piłce i jakoś poszło:-) Franek urodził.się po ciężkich 8godzinach Ach, co to za wspomnienia. Mimo, że porody są koszmarne, to teraz jak patrze na moje brzdące, to jestem z nich dumna:-)

2014-03-15 08:48

Pierwszy naturalny 13 lat emu trwał 5 godzin od chwili kiedy trafiłam do szpitala, a drugi w ub roku przez CC trwał jakieś 40 minut.

2014-03-13 21:29

pola92 każda z nas panikowała, ja pamiętam jak mnie mąż wiózł na porodówkę pierwszy raz nie mogłam ustać na nogach tak mi dygotały i wiesz co za drugim razem kiedy pani doktor kazała mi sie już zgłosić na oddział bo byłam po terminie idąc tam tez cała dygotałam, a później jak już zaczęli wywoływać to aż piszczałam do telefonu do męża że już rodzę i musi być przy mnie a wywoływali 2 dni;p To naturalne, że się boimy ja najbardziej bałam się o dzieci, nie o siebie tylko o maleństwa moje. Ale pewnie jeśli się zdecydujemy na 3 tak samo będę panikować jak za pierwszy i drugim razem.

2014-03-13 21:24

Nie ma co panikować ;) Nie nastawiaj się źle ,bo dasz sobie radę ;) Powodzenia ! No i podziel się wrażeniami, gdy już urodzisz. A jeśli chodzi o mój poród to był 2 dni po terminie. Rano o 7:00 zaczęły się skurcze co 10 minut (i choć miałam takie już przez dobre 2 tygodnie ,to te jednak szło poznać ,że to te "porodowe" i ,że się zaczyna). Po śniadaniu były już co 5 minut. Tak więc wybrałam się z mężem do szpitala (do którego mam dosłownie 2 minuty). Trochę się naczekałam z tymi bólami na izbie przyjęć. Potem wzięli i podpięli mnie pod KTG. Rozwarcie było na 1,5 cm. Położne stwierdziły ,że do porodu jeszcze duużooo czasu i chciały mnie wziąć na patologię ciąży, bo tam wysyłają kiedy do porodu jeszcze nie śpieszno. Jednak przyszedł lekarz i kazał zrobić wlew twierdząc ,że urodzę dziś. Po lewatywie wzięli mnie na salę przedporodową i tam w zasadzie sama z mężem byłam i wtedy się tak naprawdę zaczęło. Męczyłam się strasznie ,a nikt nie chciał do mnie nawet przyjść mnie zbadać czy chociażby pomóc. Nie mogłam liczyć na żadne znieczulenie, chociaż prosiłam. Położne ciągle wmawiały mi ,że za wcześnie na znieczulenie (chociaż nawet mnie potem nie badały ,więc nie wiedziały jakie jest rozwarcie). Skurcze były co minutę , ból nie do zniesienia. Choć nie krzyczałam ,a jękłam sobie to położna ,która przechodziła obok weszła i z głupią miną powiedziała ,że nie chce mnie tu nikt słyszeć. I głupio pytała czy aż tak mnie boli. Powiedziałam ,że tak i że skurcze mam dosłownie ciągle. Ale i tak mnie olano. Potem już czułam ogromną potrzebę parcia i nie potrafiłam powstrzymać tego ...wtedy też odeszły mi wody ,a ja miałam wrażenie ,że dzidziuś już pcha się na świat. Gdy odeszły mi wody z krwią i czułam ogromne parcie wtedy też przyszedł lekarz i mnie zbadał. Miałam 9 cm rozwarcia. Wtedy zdziwione położne kazały mi biec (poganiając mnie) na salę porodową. Ledwo dobiegłam ,bo przy łóżku dopadł mnie silny skurcz ,więc nawet nie zdążyłam wejść na łóżko. W tym też czasie "mądra" położna powiedziała ,żebym poszła do ubikacji jeszcze zrobić sobie siku. Nie wiem skąd jej się to wzięło przy takim rozwarciu i skurczach partych. Potem już weszłam na łóżko i tylko zostało mi przeć ;) I mała przyszła na świat. Była to godzina 13:50. W książeczce mam ,że urodziłam w 2 h. A niby nie miałam jeszcze urodzić ..bo do porodu niby miałam jeszcze dużo dużo czasu.. A tu proszę ;)

2014-03-13 19:18

Super temat, ja mam poród dopiero przed sobą i strasznie panikuję :).

2014-03-13 17:20

Ja urodziłam w 41 tygodniu. Najpierw po terminie kilka codziennych wizyt w przychodni na ktg tam już mi lekarka poleciła stroić się do porodu bo już się lekkie skurcze rysowały no a jeśli nic nie będzie się działo nakazała w poniedziałek stawić się na oddział. Ponieważ nic się nie działo w poniedziałek wieczorem trafiłam do szpitala tam oczywiście wywiad hmm a doktorka badając mnie wewnętrznie stwierdziła że już 6 cm rozwarcia mam i się pyta czy mnie coś boli ja że nic a nic po czym ta oczy szeroko i że to nie możliwe i widocznie mam dużą odporność na ból aa no i dodała zdenerwowana do położnej że w nocy znów poród będzie miałam zgłosić się w nocy do położnej gdyby coś się działo ale w nocy nic się nie wydarzyło.. rano przyszła położna powiedziała że skoro nic się nie dzieje to podłączamy oksytocynę i tak się szwendałam po porodówce cały dzień z kroplówką i nic chodziłam się śmiałam ordynator stwierdził że jeszcze nie rodzę bo tym paniom co rodzą to nie jest tak do śmiechu.. rozwarcie powiększyło się do 7 cm i żadnych skurczy więc o godzinie 17stej trafiłam z powrotem na patologię z poleceniem że gdyby się coś działo to do położnej. Oczywiście nic się nie działo następnego dnia dzień wolny od kroplówek a gdyby znów nic się nie działo to kolejnego dnia znów kroplówka.. przez ten czas wszystkie położne i lekarze to pani jeszcze nie urodziła? no każdy musiał mnie zaczepić.. następnego dnia jak już mi podłączyli kroplówkę to poszło błyskawicznie w godzinę i Laura była na świecie ale ta godzina dla mnie trwała jak 15 min. Oczywiście też w pewnym momencie krzyczałam że nie przeżyje i jak parłam darłam się tak że słyszał mnie cały oddział ale poszło bez żadnych komplikacji obeszło się też bez nacinania i ogólnie nie wspominam źle porodu. choć tego że nie bolało to nie powiem ale najważniejsze że bez komplikacji i szybko

2013-12-22 19:40

Niewiele brakowalo, a moj maz nie zdazylby do szpitala. Na szczescie przyjechal w pore! Podczas ostatniej przed porodem wizyty lekarskiej uslyszalam, ze na rozwiazanie jeszcze poczekam. Ta wiadomoscia uspokoilam meza, ktory musial na kilka dni jechac do warszawy. Intuicja mowila mi co prawda, ze lekarz myli sie co do terminu, ale nie sadzilam, ze maz bedzie musial pedzic z powrotem, a wiec....23 maja dosc aktywnie spedzilam dzien, ale chodziaz bylam bardzo zmeczona, czulam sie dobrze. W nocy, 24 maja, obudzilam sie o 1.30 by jak zwykle pojsc do toalety. Poczulam sie jakos dziwnie - okazalo sie ze odeszly mi wody. Pierwszw co zrobilam, to zadzwonilam do siostry, zeby zabrala mnie do szpitala. Potem odezwalam sie do meza. Jak tylko uslyszal moj glos, zrozumial, ze to jest ten moment. Powiedzial ze postara sie sie jak najszybciej do mnie przyjechac. Byl tylko jeden problem, maz nie mial prawa jazdy a pociagi z wawy nie kursowaly o tej godzinie. Pojechalam do szpitala. Nie czulam strachu, tylko cieszylam sie, ze to juz. Dostalam sale, gdzie moglam spokojnie przechodzic bolem ktore pojawialy sie w coraz mniejszych odstepach - najpierw co 5, potem co 3, a na koncu juz co 1,5 minuty. Te ostatnie byly najgorsze. Rano o 10.00 przyjechal maz ( przywiozl go tesc). Bole byly straszne. Jedyne co mi pomagalo, to cieply prysznic i masaz, ktory przy kazdym skurczu robil przyszly tata. Przez wiele godzin mialam 3 cm rozwarcia. Prosilam o jakies znieczulenie, ale nic na mnie nie dzialalom az w koncu doszlo do pelnego rozwarcia i zaczelo sie.... Po 55 minutach przyszedl na swiat Krzys. Po 14 godzinach walki w bolu

2013-11-25 23:02

A było to tak: 19 czerwca 2013 roku miałam ostatnią przed terminem porodu wizytę u ginekologa. Wszystko pięknie, rozwarcie na palec, czop odszedł, tętno Rozalki książkowe. Pani doktor mówi do mnie "chcesz rodzić to wykorzystaj męża, bo za chwile będzie miał do 8 tygodni celibatu". Ale było to wszystko rano, a przede mną cały dzień. Popołudniu pojechaliśmy do mojej mamy, bo miała urodziny, weszłam po schodach na piętro, a tam wiadomo ciasto, szampan i lody. Chcąc nie chcąc musiałam być kierowcą. Więc około 20 wróciliśmy do domu i tu zaczyna się cała akcja... ...jak tylko otworzyłam drzwi pędem pobiegłam do łazienki - grubsza sprawa, cóż bywa. I tak w ciągu godziny 4 razy. Mówię do męża, że jutro to już na porodówce będziemy, więc o 21 poszłam się wykąpać, umyłam włosy, paznokcie zrobiłam i po zakończeniu tych zabiegów wykorzystałam męża po raz ostatni. Poszliśmy spokojnie spać, po 1 w nocy jak zwykle wstałam na siku, wróciłam do łóżka, ale nim zdążyłam na nowo zasnąć musiałam znów iść siku. Dość szybko zorientowałam się, że to skurcze, położyłam się na sofie w salonie i patrzyłam na zegarek. Po 1.00 w nocy skurcze były co 30 minut, o 4 nad ranem już co 8-10 minut, więc obudziłam męża i mówię, żeby się zbierał. Wypił sobie kawę, ja się umyłam jeszcze i pojechaliśmy do szpitala. Ledwie zostałam podpięta pod KTG odeszły mi wody, to było o 4.45, na salę porodową trafiłam coś przed 6 i sobie rodziłam wraz z moim mężem :) Skakałam na piłce, bardzo mi się to podobało, skurcze były częste ale znośne. Później weszłam sobie do wanny, wyszłam z niej około 11, położna przewidywała, że urodzę w ciągu godziny, ale stało się troszkę inaczej. Wyszłam z tej wanny, poszłam na worek sako, zacisnęłam zęby jak pittbull na ustniku od gazu - więcej nie pamiętam, podobno mąż z położną mnie z tego wora podnosili i mieli problem, bo byłam tak spięta i odurzona gazem, że chyba ważyłam dwa razy tyle co normalnie. Ocknęłam się dopiero jak pozwolili mi przeć, tylko Rozala tak szybko chciała świat zobaczyć, że najpierw wystawiała czoło :/ I żeby mnie nie rozerwała zapadła decyzja o natychmiastowej cesarce. I tak chwilę przed 13 po zbawiennym zastrzyku w plecki odzyskałam świadomość. Rozalę wyciągnięto o 13.10, nie płakała wcale, ale tak się patrzała na mnie. Była taka słodka, nigdy tego nie zapomnę. Aż się popłakałam na stole operacyjnym. Dali mi ją przytulić na moment i zawieźli do mojego męża. I tak 20 czerwca, w prezencie na dzień ojca i w prezencie urodzinowym dla mojej mamy urodziła się Rozala :)