Lista życzeń
Koszyk
Twój koszyk jest pusty
Kontynuuj zakupy

Ciąża i poród (2197 Wątki)

Poród rodzinny, czy nie?

Data utworzenia : 2017-05-05 21:53 | Ostatni komentarz 2017-12-14 20:31

paradoksalna

4506 Odsłony
112 Komentarze

Od początku pierwszej ciąży zastanawiałam się, czy chce żeby mój partner był przy porodzie. Na tym etapie życie (w sumie to nawet przed całą akcją) nie mam zielonego pojęcia dlaczego miałam wątpliwości. Był moment, że nie chciałam, a z racji, że moja teściowa była położną, to wolałam, żeby to ona była przy mnie. Teraz myślę, że był to strach, w końcu znała tam wszystkich, sama znała się na rzeczy itd. Myślałam, że czułabym się bezpieczniej. Nic bardziej mylnego. Istotą bycia razem jest współprzeżywanie, możliwość dzielenia się emocjami i wzajemnego wspierania się w trudnych chwilach - kto tego nie przeżył, tak naprawdę nie wie do końca o czym mowa, ale naprawdę warto. NASZ poród zbliżył nas do siebie na maksa, najbardziej jak się dało. Ja do dzisiaj jestem wdzięczna Ukochanemu, że wspierał mnie, pomagał przejść przed ten trud, a on za to, że mógł być świadkiem największego i najpiękniejszego CUDU jaki się wydarzył - przyjścia na świat małego człowieczka, a co najważniejsze - naszej córeczki. Poród jest sytuacją, kiedy kobieta szczególnie potrzebuje wsparcia i świadomości, że nie jest osamotniona - Mój poród trwał 3,5 h. Większość czasu czekałam, aż oksytocyna zacznie robić swoje, więc jeśli można tak to nazwać, to nudziłam się na początku. Z partnerem rozmawialiśmy, wspominaliśmy. Gdy zaczęły się pierwsze porządniejsze skurcze, wdychaliśmy gaz rozweselający. Później pocieszał mnie, płakał razem ze mną i do ostatnich chwil był przy mnie. Mogliśmy razem patrzeć na tego Bąbelka i przeżywać szok, że mamy córeczkę (do samego końca nie znaliśmy płci). Pojechał do domu dopiero, gdy już go wyganiali ze szpitala i był z samego rana następnego dnia - to naprawdę dużo znaczy w takich chwilach. 'Ojcowie, którzy towarzyszyli żonie przy porodzie, często mają też od początku bardzo ciepłe, dobre relacje z maluchem - chwila, gdy mężczyzna widzi po raz pierwszy własne dziecko, wywołuje ogromne wzruszenie – nawet najwięksi twardziele często mają wtedy łzy w oczach. To przeżycie pozostanie w ich pamięci na zawsze i może procentować nawet po latach. Tata, który witał syna czy córkę już na sali porodowej, zwykle od początku jest bardziej zaangażowany w opiekę nad dzieckiem i od pierwszych chwil łączy go z nim silna więź uczuciowa.' Nie uważam, ze ojcowie, którzy nie byli przy porodzie są gorszymi ojcami - w żadnym wypadku. Ale u nas jest to sama prawda, chociażby do dzisiaj co jakiś czas wspominamy tamten dzień, jesteśmy pełni emocji i nawet wzruszenia za każdym razem, obydwoje tak samo. Tatuś Marysi często patrzy na nią i wspomina dzień, kiedy widział ją pierwszy raz, jaka była malutka. Jest pomocny również fizycznie - mój mężczyzna spisał się na medal. Pomagał zmieniać pozycje, usiąść na piłkę, położyć się na łóżko, podtrzymywał głowę podczas parcia, ocierał łzy itd. Niby nie dużo, ale uwierz mi, że wtedy to było naprawdę wiele. Dodatkowo niesamowitym przeżyciem jest przecięcie pępowiny, usłyszenie pierwszego krzyku, oglądanie pierwszych spojrzeń, zachowań, ogólnie chwil. Każdy ma prawo do swojej decyzji i nikogo nie zamierzam do niczego przekonywać, bo to sprawa indywidualna, Ale nie sugeruj się takimi pierdołami, że będziesz wyglądać strasznie itd. Pewnie, że będziesz, bo to niesamowity wysiłek i męczarnia, ale skoro chcesz spędzić z kimś resztę życia, to wydaje mi się, że takie rzeczy nie mają znaczenia. Ja podczas drugiego porodu nie będę miała żadnych wątpliwości, jeśli tylko będzie taka możliwość to jestem na 100% pewna, że chce, żeby był przy mnie, bez niego sobie nie wyobrażam... A jakie jest Wasze zdanie na ten temat?

2017-09-12 19:38

Mój mąż od początku twierdził że chce być przy porodzie. I był. Pomógł mi bardzo sama obecnością. Podawał wodę, pomagał pod prysznicem. Ale przede wszystkim po prostu był przy mnie. Przy samej akcji Podawał mi gaz, tlen i guzik zwilzony woda. Niby nic, a jednak bardzo bardzo wiele, uwierzcie. Wszyscy zagladali mi w krocze- położne, leterze. Juz mi było wszystko jedno. Mąż absolutnie się nie zrazil, tylko jak piszecie miał dla mnie podziw i szacunek. Był dzielny jak na mężczyznę ;) Podobno 80% mężczyzn nie chce być przy porodzie i ja to rozumiem i szanuję, jednak ciesze się, z e rodziłam wspólnie z małżonkiem. Później opowiadał mi o tym o czym nie pamietalam ; ) Bez niego nie dałabym rady.

2017-09-10 17:19

Wiecie co jeszcze sobie myślę, że jak ktoś bardzo kocha to nie zaraz się do kobiety bo widział za dużo. Jeśli tak się dzieje to jest to nie odpowiedzialne i szczeniackie. Przecież my rodziny wspólne dziecko i natura tak to wymyśliła że dziecko rodzi się w ten a nie inny sposób. Chyba każdy jest tego świadomy. No ale to moje przemyślenia. No i dobrze, że położne nie pozwalają zaglądać tatusiowi pomiędzy nogi i nie pozwalają się im kręcić pod rękami. One muszą mieć pole do swobodnych ruchów a nie żeby ktos się im jeszcze płatał.

2017-09-10 12:20

To jest tak duże przeżycie że warto mieć kogoś bliskiego. Wiem to po czasie. Z resztą jak przyjdzie co do czego to i tak mąż stoi z tyłu za głową albo z boku i trzyma za rękę więc nie zobaczy tak dokładnie co się tam dzieje. Z resztą u mnie położne tak każą żeby się tatuś im tam nie pchal pod nogi.

2017-09-10 11:53

Aleksandra miałam podobnie bałam się żeby nie widział itd bałam się tego że to go na tyle zniesmaczy do mnie ze juz nie będzie tak jak kiedyś ale na szczęście się pomyliłam a i tak jak przyszlo co do czego to trzymalam go kurczowo on mi podawał wodę on mi mówił że jestem dzielna itd .

2017-09-10 09:40

Ja na początku nie chciałam nikogo. Myślałam że po co ktoś ma to oglądać i słuchać. Kiedy przyszło co do czego bardzo chciałam mieć kogoś obok. W szpitalu byłam od kilku dni. Kiedy powiedzieli że zabierają mnie na porodowke zaczęłam dzwonić do męża, który był w pracy. A on nie odbierał. I chyba bardziej bałam się że będę sama niż całego porodu. Kilka telefonów i nic. Zadzwoniłam do siostry która przyjechała w 20 minut mimo że do szpitala miała ok 30 km. Później to ona dzwoniła do mojego męża. W końcu przypomniałam sobie ze mam nr do jego kolegi z pracy i w końcu udało się z nim skontaktować. Przyjechał kiedy było po wszystkim :-( jak się okazało telefon zostawił w służbowym samochodzie i nie słyszał kiedy dzwoniłam. Tak jak autorka postu pisze - chyba w tym wszystkim chodzi o wspolprzezywanie... Mam żal że go nie było przy mnie choć nigdy mu jeszcze tego nie powiedziałam. Jestem za to ogromnie wdzięczna siostrze która była cały czas ze mną i choć nasze relacje bywały różne to właśnie to nas mocno zblizylo.

2017-09-10 09:33

A moj był wszystko widział łącznie z nacinaniem itd choć chcieli go odsunąć do mojej głowy i tak wszystko widział generalnie po tym mówi z całym szacunkiem że jesteś wielka urodziłas wielkiego syna i wgl i dzielna byłaś. Też się martwiłam trochę że zobaczy itd ale jak przyszlo co do czego to chciałam mieć jego rękę do trzymania :D

2017-09-10 09:23

A ja bardzo chce żeby Maz był przy mnie w czasie porodu. Ktoś musi mnie w tym wszystkim wspierać. On na początku był sceptyczny ale teraz się chyba przyzwyczail do myśli ze chce żeby był przy mnie.

2017-09-07 10:39

Ja też się obawiałam że mąż zobaczy za dużo ale u mnie jest to zorganizowane inaczej. W czasie porodu leży się na jednej sali ale na badania przez lekarza prosili mnie już do drugiej normalnie na fotel. A mąż zostawał w tej pierwszej. Moja położna też mnie zapewniała że mąż już w czasie skurcz y partych nic nie widzi bo stoi obok głowy i nie pozwalają mu położne chodzić i zaglądać. To ma być komfort dla rodzącej a mąż ma być pomocą a nie stresować. Ewa myślę że Wasze rozwiązanie jest super. Bo i mąż będzie przy dużej części porodu a Ty będziesz miała wsparcie no i Ty bądź co bądź nie będziesz się obawiała że będzie widział za dużo.