Rodzice (620 Wątki)
Czy to jeszcze miłość ?
Data utworzenia : 2019-02-15 14:43 | Ostatni komentarz 2019-06-05 10:41
Cześć. Jestem załamana. Nie wiem kiedy to się wypaliło. Jestem w na pozór szczęśliwym małżeństwie. Niedawno minęła nam pierwsza rocznica slubu, 3cia związku. Mamy dwójkę małych dzieci - synka 2lata i córeczkę miesiące. Mamy mieszkanie, które powoli urządzamy. Wszyscy patrząc na nas widzą szczęśliwą rodzinę, której się powodzi. Nikt nie wie, że to zasługa niszczących nas kredytów. Nikt nie wie że za tą zasłoną szczęścia kryją się łzy i rozpadający związek... Kiedyś było naprawdę fajnie. Oboje się dla siebie staralismy, moglismy godzinami leżeć w swoich objęciach i patrzeć na siebie bez słów. Chwila bez sobie była chwilą zmarnowaną. A dziś? Dziś nie potrafimy juz ze sobą rozmawiać. Kazda próba kończy się kłótnią lub sprzeczką. Kiedyś przynosił kwiaty bez okazji, dziś sama musze się o wszystko prosić. Prawda jest taka że jeszcze ani razu nie bylismy na randce. Przez 3 lata związku! Ale wtedy nie były mi one potrzebne do szczęścia.. wystarczył mi wieczór sam na sam przy filmie i winie i byłam spełniona.. teraz brakuje mi chociażby wyjścia bez dzieci na spacer.. on ciągle tlumaczy brak randek problemami finansowymi.. ze nie stać nas na chodzenie po restauracjach i kinach. O wyjazd na łyżwy prosiłam go 2 miesiące.. Myslalam ze może po prostu jest mało romantycznym typem i probowałam go nakierować. "Zobacz kochanie jakie sniadanie do łóżka zrobił ten koleś ukochanej.. marzę o takim" pokazalam mu jakies zdjecie na fejsie. Co uslyszalam? Ze mi sie w du*ie poprzewracało przez fejsbooki.. Dziwi sie ze chodzę i ciagle wyzywam.. ale siedzę zamknieta 24/h w domu. Z dziecmi. Zero ludzi, zero kontaktu ze swiatem. Moja rodzina mieszka daleko, ale gdyby nie to, na pewno raz na jakiś czas by nam przypilnowali dzieci. Jego rodzina to nawet za prośbą nie pofatyguje się pomóc.. wiec siedzimy w domu jak takie dzbany. Chwilami mam go po dziurki w nosie. Ja się staram zeby w domu bylo czysto, dzieci zadbane obiad dwudaniowy i zawsze to co on lubi.. A on nie potrafi nawet raz w miesiącu postarac się dla mnie i dziwi się ze chodze wciąż nerwowa skoro nie mam kiedy odetchnac od domu/pieluch/garów? Czy ja za duzo wymagam? Wymyslam kolacyjki romantyczne, wieczory filmowe ale jak palnie mi jakims tekstem albo zrobi wielka afere że sie o wszystko czepiam bo zwroce mu uwage, ze wszedzie rozrzuca swoje rzeczy a ja wiecznie chodze i sprzatam, to mi sie wszystkiego odechciewa. Namawiam go na wyjazd za granice żeby upiec 2 pieczenie na jednym ogniu. Raz, że skończą sie problemy finansowe a dwa ze od niego odetchne i zastanowie aie czy lepiej mi z nim czy bez.. Czasem mam ochote po prostu wyjsc z domu i nie wrócić. Myślę, czy chce mi się jeszcze żyć. Patrzę na niego i denerwuje mnie każdy jego gest, każde przewrocenie oczami doprowadza mnie do furii. Zaczynam nienawidzić siebie i tego co mnie otacza. Duszę się. Czy jest sens o to walczyc? Czy jest szansa ze ten wyjazd sprawi ze zatesknimy za sobą i docenimy się? Czy lepiej zakończyć to i poszukać kogos z kim naprawdę odzyje i bede szczesliwa? Doradzcie czuje sie taka samotna i niedoceniana... nie mam nawet nikogo komu mogłabym sie zwierzyc.
Sortowanie: